niedziela, 23 lutego 2014

Tyle słońca w całym mieście

Śmiało można powiedzieć, że to pierwszy prawdziwie wiosenny dzień na osiedlu. Słońce wdziera się do domu wszelkimi możliwymi szczelinami, a sąsiedzi zaczynają pojawiać się w swoich ogródkach. W towarzystwie Luny sprawdziłam dziś co słychać u wiosennych kwiatów cebulkowych i bardzo mnie ucieszyło to, co zastałam.


Irysy



Szafirki
Żonkile
Tulipany
Przebiśniegi

Przy całym tym radosnym kiełkowaniu, troszkę jestem zaskoczona, że nie widać jeszcze krokusów, które posadziłam w trawie. Mam nadzieję, że to tylko kwestia czasu. W ogródku pojawili się natomiast pierwsi goście.



W oczekiwaniu na cebulową feerie barw, zadowalamy się na razie domową wersją.











wtorek, 18 lutego 2014

Jeszcze trochę bakłażana

Wygląda na to, że bakłażan na całego rozpanoszył się w mojej kuchni. Nie mogło go więc zabraknąć w urodzinowym menu.

Kolejny bardzo prosty przepis, bazujący na tych samych składnikach, ale z lepszym efektem estetycznym. Podstawą są smażone bakłażany. Tym razem spróbowałam na patelni grillowej, bez oliwy i też się udały. Śmiem powiedzieć, że wyglądają jeszcze lepiej niż ich naoliwiona wersja.




Za nadzienie posłużył tym razem kozi serek, który zaczął się rozpływać jeszcze przed włożeniem do piekarnika oraz suszone pomidory, które wcześniej przez pół godziny moczyłam w wodzie - w przeciewnym razie są dla mnie zbyt słone.




Przy pomocy wykałaczek udało mi się utrzymać w ryzach roladkopodobny kształt.









Po dodaniu sosu pomidorowego (przyrządzonego podobnie jak we wcześniejszym przepisie) nie wyglądają już tak ślicznie, ale za to po zapieczeniu smakują znacznie lepiej. Tak doskonale, że zanim zdążyłam uwiecznić efekt końcowy, nic nie zostało.  Tak więc wersja zaraz przed podróżą do piekarnika musi wystarczyć.



poniedziałek, 17 lutego 2014

Wiosna, ach to ty

Dzisiaj rano niespodzianie zapukała do mych drzwi
Wcześniej niż oczekiwałem przyszły te cieplejsze dni
Zdjąłem z niej zmoknięte palto, posadziłem vis a vis
Zapachniało, zajaśniało, wiosna, ach to ty
Wiosna, wiosna, wiosna, ach to ty 

M. Grechuta


Ciągle jeszcze emocjonujemy się Zimowymi Igrzyskami Olimpijskimi, a tymczasem wiosna coraz odważniej puka do okien. W miejscu, gdzie posadziłam przebiśniegi, pierwsze zielone główki nieśmiało wychylają się do słońca. Pokazały się dokładnie w dniu moich urodzin. Nie mogę się doczekać kiedy zakwitną.



Ponieważ jest bardzo ciepło, niektóre grzejniki w naszym mieszkaniu są wyłączone i znakomicie sprawdzają się w roli kwietników.






Tydzień temu przywiozłam z wizyty u moich przyszłych teściów gałązki forsycji obsypane maleńkimi pączkami. Juz traciłam nadzieję, że coś z nich będzie, aż tu nagle w sobotę rano zaczęło robić się żółciutko i jeden za drugim pojawiły się tak bardzo wyczekane kwiaty.







Jak na razie zima w tym roku była wyjątkowo krótka. Choć coś mi mówi, że nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa...

poniedziałek, 10 lutego 2014

Przepis na gruszkę miłosną


Niektórzy myślą już gorączkowo o Walentynkach, a w sklepach aż roi się od serduszek i kiczowatych pomysłów na prezenty. Nie przepadam za tym świętem, ale podejrzewam, że dla wielu osób jest ono ważne i wyczekiwane. Nieco więc przekornie będzie dziś o warzywie, które bywa nazywane gruszką miłosną, a znane jest też jako psianka podłużna, jajko krzewiaste i oberżyna. Mowa o poczciwym bakłażanie. Swoją drogą zaskakujące jest bogactwo i różnorodność jego "imion".

To kolejny składnik mojej kuchni, do którego musiałam długo się przekonywać. Pierwszy raz jadłam go w Grecji pod postacią musaki, której nie wspominam zbyt dobrze. Drugim podejściem była tzw. parmigiana, czyli zapiekanka, która na pewno miała w składzie bakłażany i jakiś ser, ale Włoszka, która ją przygotowała nie należała do tych cudownych, mitycznych kucharek z Półwyspu Apenińskiego, których dania wspomina się przez wiele lat. 

Dziś melanzane alla parmigiana to jedno z moich ulubionych dań (i tu ukłony i podziękowania za inspiracje oraz wspólne gotowanie dla Ani O). Choć powinnam może raczej mówić o wariacjach na temat, bo za każdym razem przygotowuję nieco inną wersję. Nie będzie więc klasycznego przepisu, a jedynie wskazówki.


Zawsze zaczynam od pokrojenia bakłażana wzdłuż na 4-6 plastrów (zależnie od jego rozmiaru), które następnie solidnie oprószam solą i pieprzem.  Zostawiam je w świętym spokoju na 15-20 minut, a w tym czasie zajmuję się całą resztą. Robię najprostszy na świecie sos - passata di pomodoro gotowana przez 15 minut z dodatkiem soli, pieprzu i ziół, a czasami również peperoncino. W podstawowej wersji mojego dania robię zapiekankę z bakłażana, sosu i sera (najlepszy jest parmigiano reggiano i grana padano, ale lubię też eksperymentować z serami kozimi i wędzonymi). Kiedy mam więcej czasu, fantazji, czy po prostu większy apetyt dokładam również mięso mielone (podsmażone z cebulą, czosnkiem i ziołami - zwłaszcza oregano) i/lub pieczarki (drobno pokrojone, najpierw podsmażone na margarynie z cebulą, później podduszone z dodatkiem wody; z dużą ilością pieprzu oraz sosem sojowym, który zastąpił w mojej kuchni Maggi).

Kiedy powyższe składniki są mniej więcej gotowe smażę plastry bakłażanów z obu stron z odrobiną oliwy (trzeba uważać, żeby nie przesadzić, bo bakłażan wypije każdą jej ilość). Ostatnio używam do tego patelni grillowej, ale zwykła też doskonale się nadaje. Nigdy nie wiem jak długo trzeba je smażyć. Ja lubię mocno zrumienione, ale wystarczy że zmiękną i zmienią kolor.




Kiedy wszystkie powyższe elementy są gotowe można puścić wodze fantazji i przekładać jak kto woli. Ja zawsze zaczynam od sosu na dno naczynka do zapiekania, później jest bakłażan, mięso i pieczarki (czasami pomieszane), ser i znowu sos. Zazwyczaj robię 3 warstwy z dużą ilością sosu i sera na wierzchu.




Całość zapiekam około 20-25 minut (zależy jak mocno wcześniej podsmażyłam bakłażany) w temperaturze 180°C. Na ostatnie 5 minut zwiększam temperaturę do 200°C


I jeszcze jedna, bonusowa zaleta tego dnia. Można przygotować więcej porcji i zamrozić. Po rozmrożeniu i podgrzaniu w piekarniku (lub w ostateczności w mikrofalówce) smakuje równie znakomicie. Często robię sobie taki zapas i od czasu do czasu odgrzewam w pracy na obiad. Naprawdę pycha :)