niedziela, 27 września 2015

Rabata bylinowa

Jak bardzo ten weekend jest inny od poprzedniego. Tydzień temu powstała moja wymarzona rabata bylinowa. Dziś w zasadzie cały dzień w biegu szykując się do podroży służbowej do Hamburga. W zeszły weekend deptałam ziemię w warzywniku niemal bosymi stopami, dziś dopycham w walizce żakiet i szpilki.

Porządnie zrobiony ogród powinien zaczynać się od projektu. Początkowy plan rabaty był nieco inny niż to, co widzicie poniżej, ale później sadziłam i przesadzałam i przesadzałam i przesadzałam... Na koniec narysowałam więc "projekt" jeszcze raz.


Przeróbka ogrodu powinna zacząć się od dobrego planu


Najpierw jednak trzeba było zlikwidować spory kawałek trawnika. Ponieważ miałam za sobą kolejny ciężki tydzień, machanie łopatą bardzo dobrze zrobiło mi na skołatane nerwy. Tak, dobrze rozumiecie, ten niewielki kawałek przekopałam sama. Luby co prawda nalegał, że on się tym zajmie, ale ponieważ ziemia była miękka po deszczu uparłam się.



Weekendowy relaks

Trawnik zlikwidowany

Teraz jeszcze trzeba trochę żyznej ziemi

Zrobiła się noc, a ja nadal przesadzam...

... i przesadzam

Tak to wyglądało następnego ranka


A tak kilka dni później, kiedy z przodu dosadziłam jeszcze kocimiętkę




Taki mam teraz widok z okna. Trzeba jeszcze popracować nad ścieżkami.





I jak wam się podoba? Wszelkie sugestie jak zawsze bardzo mile widziane. 

Zostawiam was z moimi rabatkami, a ja tymczasem zmykam w podróż. Trzymajcie kciuki, bo nie lubię latać...

wtorek, 22 września 2015

Work in progress czyli trzecie podejście do warzywnika.

Jeśli właśnie się przeprowadziliście na nowe osiedle i nie wiecie co zrobić, żeby szybko poznać sąsiadów, zróbcie sobie warzywnik. Sukces murowany. Warzywnik na osiedlu jest dla większości mieszczuchów czymś tak dziwnym i niespotykanym, że przechodząc na pewno zatrzymają się i zapytają co się tam wyprawia. Co więcej poznacie nie tylko sąsiadów, ale również ich krewnych, znajomych, nianie, sprzątaczki, dostawców pizzy, kurierów, ekipy remontowe... 
  
Ci z was, którzy śledzą  moje ogródkowe zmagania pamiętają zapewne, że mamy już za sobą dwa podejścia do warzywnika. Zaraz po przeprowadzce zaczęliśmy od pory deszczowej i basenu na środku trawnika.


Pierwsze podejście do warzywnika


Później był pomysł na płodozmian, asymetryczne podniesione rabaty i zamianę wydeptanego trawnika na mięciutką wyściółkę z kory. Na rysunku wyglądało to obiecująco, ale w rzeczywistości efekt był dość ponury. Warzywnik zyskał wiec przydomek "mogiłki".



Podniesione grządki, na razie jeszcze bez ziemi i z resztkami plonów z poprzedniej wersji.


Kiedy wszystko zarosło, a na podniesionych rabatach pojawiły się warzywa efekt był troszkę lepszy. Mimo to proporcje warzywnika do rabatki kwiatowej pod oknem, wszechobecna kora i wrażenie chaosu nie dawały mi spokoju przez całą wiosnę i lato.


Widok z okna pani Zosi

Przy okazji rzut oka na drugą część mojej ogrodowej literki L. Na kratkach miały się wić powojniki i groszki, ale uschły...



Do trzech razy sztuka. Powstał więc plan, który w założeniu ma być tym ostatecznym. Przynajmniej na jakiś czas... Z grubsza polega on na powiększeniu rabaty kwiatowej i ustawieniu podniesionych rabat warzywnika w jednej linii, wzdłuż ogrodzenia. Do tego dwie ścieżki i żadnej kory.



Rysunek poglądowy równie niewyraźny jak początkowa wersja planu.


Zaczęliśmy od likwidacji trawnika, a raczej jego wysuszonych upałem resztek. Pogodowa apokalipsa znacznie pomogła nam w podjęciu tej długo wyczekiwanej przez blogowe koleżanki decyzji.







Potem było długie i żmudne malowanie desek lakierobejcą oraz prace konstrukcyjne.




Składanie warzywnika. To, co widać na pierwszym planie to donica na drzewko, ale o niej opowiem kiedy indziej.

Pierwsza rabatka już na swoim miejscu. Pozostałe czekają aż zbiorę ostatnie plony z warzywnika w wersji 2

Liczymy na to, że folia trochę przedłuży żywot drewna




Najtrudniejszym elementem całej operacji było... ratowanie dyni. Skoro już stał się cud i zawiązała owoc szkoda byłoby teraz zmarnować efekty tylu miesięcy pracy, troski, dokarmiania i doglądania.






Rozmontowaliśmy więc jedną ściankę warzywnika i montowaliśmy ponownie po przełożeniu jej pod pędami dyni. 






Jakby tego było mało dynia wsadzona była akurat w takim miejscu, które według planu miało znajdować się miedzy dwiema rabatami. Nagięliśmy więc projekt o kilka centymetrów i zmieściliśmy ją "na styk".







A potem było już bardzo przyjemnie. Najpierw zrobiłam "sałatkę", jako podkład...







... a potem było winobranie. No dobra, udeptywałam ziemię, ale wyobraziłam sobie, że jestem w Toskanii i udeptuję winogrona. Myślę, że przyjemność jest porównywalna.






Po uzupełnieniu wszystkich rabatek ziemią wsadziłam do nich to, co jeszcze udało się uratować (np. papryczki chili, aksamitki, nasturcje i trochę ziół). Resztę obsiałam facelią i zabrałam się za rabatę kwiatową. Ale o tym już następnym razem.




czwartek, 17 września 2015

Candy - ogłoszenie wyników



Długo trzymałam was w niepewności, a to głownie dlatego, że chciałam wymyślić jakiś kreatywny sposób losowania. Był to jednak tydzień, w którym w pracy musiałam wznieść się na wyżyny elastyczności i kreatywności, więc po godzinach kiepsko było u mnie z dobrymi pomysłami. Ostatecznie pozwoliłam sobie odpocząć intelektualnie i powierzyć zadanie losowania specjalnie do tego wymyślonemu narzędziu. Znalazłam więc generator liczb losowych na stronie losowe.pl i powierzyłam mu niezwykle odpowiedzialne zadanie wyłonienia szczęśliwych ogrodniczek, które już niedługo będą mogły cieszyć się  nasionkami z królewskich ogrodów Andaluzji.





Przypisałam wam numerki zgodnie z kolejnością zgłoszeń:
1. Maszka
2. Ankha
3. Sylwia S
4. Dorota von Cologne
5. Zielonooka
6. bZuzia 
7. Wyplatanki

A oto wyniki:





Nasionka z historycznych ogrodów Alhambra Generalife powędrują do Ani, zaś królewska malwa z ogrodów Alcázar w Sevilli do Doroty. Serdecznie gratuluję! Wyślijcie mi proszę swoje adresy na aga.felice@gmail.com. Mam nadzieję, że za kilka miesięcy pochwalicie się co z tych nasionek wyrosło.
 

niedziela, 13 września 2015

Zielone centrum Krakowa

"Czy jesteście zadowoleni ze stanu zieleni miejskiej w centrum Krakowa? Czy coś się poprawiło w ostatnich latach?" Takie mniej więcej pytania zadał niewielkiej grupce, która spotkała się w piątkowy wieczór pod krakowskim barbakanem, dr Piotr Klepacki ­- etnobotanik z Ogrodu Botanicznego UJ. Tak rozpoczął się *Spacer Miejskich Ogrodników, w czasie którego mogliśmy zobaczyć jak miasto realizuje politykę dotyczącą zieleni, przyjrzeć się z bliska roślinności w ścisłym centrum Krakowa, dowidzieć się, co jej zagraża i jak ją chronić.

Trasa spaceru biegła przez miejsca dobrze znane każdemu mieszkańcowi Krakowa: Barbakan > Plac Matejki > Stary Kleparz > ul. Długa > Plac Biskupi > ul. Batorego > ul. Karmelicka. Gród królów polskich potwierdził swoją renomę miasta zabytków... także zabytków zieleni. Zapraszam na spacer, ale ostrzegam, post jest tendencyjny, a zdjęcia tylko dla osób o silnych nerwach ;)



Lilak na Plantach

Ekipa gotowa na spacer?

Kierunek Plac Matejki, zapowiada się zielono

Pierwszy zabytek jeszcze na Plantach. Tutaj kiedyś zasadzono żywopłot grabowy.

Słupki chronią przed samochodami, ale nie chronią przed psami oraz solą do posypywania zimą dróg i chodników

Jak rozwiązać problem zniszczonej nawierzchni? Wiadomo, drzewo się nie poskarży.



Atrakcyjny plac w centrum miasta, ale w upały cienia tu nie znajdziemy.

Zdaje się, ze ktoś kiedyś coś tu zasadził...

Szkoda tylko, że nikt tych nasadzeń  nie pielęgnuje.

Czyżby zabytkowe kwietniki...

... nadgryzione zębem czasu?

Jak myślicie, gdzie składuje się zasolony śnieg po oczyszczeniu dróg i chodników? Kiedyś było tu drzewo, ale nie dało rady. W Krakowie soli nie wolno używać tylko w okolicy Plant, wszędzie indziej sypie się ją bez opamiętania.

Ślady po parkowaniu. Samochody terenowe mogą poszerzyć sobie strefę parkowania w mieście.

Co stanie się z drzewami, kiedy ktoś kupi tą działkę? Zabudowujemy się na potęgę, a smogu w Krakowie coraz więcej.

Na tym chodniku starczyłoby miejsca i dla pieszych i dla drzew.

Na wszystko jest sposób - można znaleźć miejsce dla dużych drzew i dla mniejszych, aby nie zacieniały i nie zagrażały budynkom.

Skwerek, który padł ofiarą zmasowanego ataku psów. Podobno mieszka tutaj pani, która jak może stara się chronić drzewka, które jeszcze żyją.

Jak myślicie co powoduje korozję słupków na tej właśnie wysokości? A jak zniosłoby to drzewko?


Pewne próby wprowadzenia zieleni w przestrzeń miejską podejmują firmy, które mają tam swoje siedziby.


Gdzieniegdzie sadzi się drzewka, ale nie zawsze kończy się to sukcesem. Jeśli drzewko uschnie mamy prawo domagać się wymiany na nowe.






Żeby nie było bardzo tendencyjnie na koniec spaceru wybraliśmy się do kilku ogrodów, których nie widać z ulicy. Za murami klasztorów, instytucji, firm można znaleźć prawdziwe zielone płuca miasta. Wiele z nich jest zamkniętych, ale niektóre są otwarte dla wszystkich, o czym mało kto wie. Zdjęcia niestety są bardzo kiepskie, ponieważ było już zupełnie ciemno. Chyba wiem, gdzie wybiorę się na kolejny spacer po centrum.









A jak wygląda zieleń w waszej dzielnicy, albo w waszym mieście?



*Spacer odbył się w ramach projektu "Miejscy Ogrodnicy", współfinansowanego w ramach Rządowego Programu na rzecz Aktywności Społecznej Osób Starszych na lata 2014­-2020.