Od kilku dni coś mało śpię, a potem przez cały dzień chodzę nieprzytomna. Ciekawe czy to efekt kaprysów pogodowych, powrotu do rzeczywistości po urlopie, czy może raczej nocnego śledzenia nowinek na Waszych blogach. Zdecydowanie przydałby się zastrzyk energii.
Kiedy kilka lat temu wróciłam z mojej pierwszej wyprawy na Sycylię, przywiozłam sobie pocztówki ze zdjęciami spływającej z Etny lawy. Wtedy jeszcze miałam w sobie tyle samozaparcia, żeby się na szczyt Etny wspiąć na własnych nogach. Pocztówki wisiały sobie później nad moim biurkiem w pracy i dodawały mi energii, kiedy była taka potrzeba. Czasy się zmieniły, pocztówki musiały zniknąć, ale moje zamiłowanie do wulkanów pozostało.
Sycylia jest wymarzonym miejscem dla poszukiwaczy wulkanicznych wrażeń, bo aż trzy znajdujące się na niej wulkany są aktywne (Etna, Stromboli i Vulcano). Wybierając się tam zamierzałam spełnić moje wielkie marzenie - popłynąć na Stromboli i zobaczyć na własne oczy pióropusze lawy na nocnym niebie. Dwa dni naszej wyprawy zaplanowaliśmy więc na Wyspach Liparyjskich zwanych też Eolskimi, gdzie z Lipari codziennie wypływają stateczki na Stromboli. Nie będę się zagłębiać w przyczyny, zbiegi okoliczności i skomplikowaną filozofię włoskiej pracy. Wszystko poskładało się tak, że w dniach, w którym tam byliśmy, żadna z pięciu pływających miedzy wyspami firm nie odbyła rejsu na Stromboli.
Widocznie będę tam musiała jeszcze wrócić, a tymczasem musielismy zmienić plany i wybralismy sie na wyspę Vulcano. Przez starożytnych uważana była ona za siedzibę boga ognia Hefajstosa/Wulkana i Cyklopów (a także boga wiatrów Eola) i muszę przyznać, że kiedy już się tam wyląduje, a zwłaszcza kiedy się dotrze do krateru, trudno oprzeć się przekonaniu, że mieli rację.
|
Zanim dopłyniemy do wyspy, już z daleka czuć zapach siarki |
|
Siarkowe błota podobno mają właściwości lecznicze |
|
Plaże z czarnym piaskiem |
|
Krater wydaje się na wyciągniecie ręki... |
|
...tylko trzeba wziąć jakieś buty, których nie będzie szkoda i przygotować się na dużą ilość pyłu. |
|
Ani daleko, ani szczególnie wysoko... |
|
... ale krater z prawdziwego zdarzenia |
|
Te wulkaniczne wyziewy to fumarole |
|
Na upartego można sobie tam pospacerować, ale trzeba uważać, bo fumarole mogą być toksyczne |
|
Ostatni wybuch Vulcano miał miejsce w 1888-1890 |
|
Na wulkanie też jest życie |
|
I obłędne widoki |
Nie wszystkie wyspy są tak łatwo dostępne jak Vulcano, ale przy dobrej pogodzie można je zobaczyć.
|
Widok z Lipari na najdalej położone Filicudi i Alicudi |
Jak wiadomo, wizytówką Sycylii jest Etna. Przez większą część roku wulkan pokryty jest śniegiem i moim zdaniem warto zobaczyć go właśnie w takiej szacie. Bardzo podobało mi się to, że niezależnie od tego, z której strony wyspy się znajdowaliśmy, zawsze prędzej czy później widać było Etnę. Krajobraz za każdym razem był jednak nieco inny.
|
Kto zgadnie gdzie jest Etna? |
|
Tu powinno być już łatwiej |
Tym razem wyprawa w okolice Etny nie zakończyła się wejściem na szczyt. Głównie dlatego, że zupełnie nie byliśmy przygotowani na śnieg, ale też trochę z lenistwa. W pełni zadowoliły nas widoki u stóp wulkanu.
Zobaczenie Stromboli wydawało mi się marzeniem możliwym do spełnienia. Ale zobaczenie erupcji Etny, to dopiero byłoby coś. Jakieś tam prawdopodobieństwo jest, ale nie takie znowu duże. Staliśmy sobie więc w nocy w Taorminie, patrząc na śpiący wulkan i nagle zobaczyłam nad nim czerwone światełko. Uznałam, że chyba za bardzo bym chciała coś tam zobaczyć i wyobraźnia płata mi figle. Jakież było moje zdumienie kiedy sytuacja powtórzyła się po 10 minutach, a potem jeszcze wielokrotnie. Okazało się, że Etna wyrzuca od czasu do czasu trochę lawy i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. I rzeczywiście przez kolejny wieczór obserwowaliśmy to samo zjawisko. Nie wiem, czy będzie to widać, ale na zdjęciu poniżej udało się taki moment uchwycić (po lewej stronie).
W czasie naszej podroży okazało się, że Sycylia ma w sumie więcej niż trzy aktywne wulkany. Niedaleko obleganego przez wycieczki Agrigento jest miejsce, gdzie mało kto zagląda,Vulcanelli di Maccalube. A warto, bo można tam zobaczyć zabawny wybryk natury. Na pierwszy rzut oka wygląda jak pole błota.
Ale jak się dobrze przyjrzeć i wsłuchać, można zauważyć, że coś tam brzmi jak pochrząkiwanie dzika, a na dodatek bulgocze.
Podobno błotne wulkaniki potrafią urosnąć do wysokości jednego metra i od czasu do czasu spektakularnie wybuchają, ale my nie mieliśmy okazji tego zobaczyć.
Na koniec tej wyprawy chciałabym jeszcze pokazać Wam kilka śladów aktywności wulkanicznej, które mnie osobiście bardzo się spodobały.
|
Słynne Gole dell'Alcantara - tutaj tylko migawka.
|
Ach pooglądałam sobie Twoje zdjęcia i nawet udało mi się przy nich wypocząć. Tylko psychicznie, ale zawsze ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że mają takie działanie. Obiecuję więcej.
UsuńZdjęcia CZADERSKIE! :) Szczególnie to z wiszącymi puszkami chmura na niebie i zielonymi dolinami, mnie osobiście powaliło.
OdpowiedzUsuńRelacja "wulkaniczna" mega ciekawa i naprawdę można CI pozazdrościć, że widziałaś to wszystko na własne oczęta :)
Ech... muszę tam kiedyś pojechać... Ziarnko zasiałaś ;)
Jak zobaczyłam to zdjęcie stwierdziłam, że muszę albo zrobić sobie kalendarz, albo zacząć drukować zdjęcia w dużym formacie i wieszać na ścianach. Teraz aż trudno mi uwierzyć, że jeszcze niedawno tam byłam. A wulkany uzależniają :)
UsuńWidziałam ,że napisałaś posta ale celowo zostawiłam sobie na chwilę , kiedy będę mogła poczytać i pooglądać bez pośpiechu. I nastał ten moment po niedzielnym obiedzie . No i się podelektowałam. Wulkany faktycznie ,choć przecież są żywiołem to przyciągają jak magnes. Zazdroszczę Ci zdjęć ale na szczęście udostępniłaś i w każdej chwili mogę sobie do nich wrócić. To z chmurami rzeczywiście wystawowe. Koniecznie zrób duży format. Ja też nie dosypiam bo latem nie potrafię długo spać ale już po nocach nie siedzę tak długo jak dawniej .Starość idzie :-).
OdpowiedzUsuńMiło mi, że zasłużyłam sobie na tak wyjątkowe miejsce w twoim niedzielnym harmonogramie :) Nowy post już się pisze. tzn. pomysł jest, zdjęcia już niemal wybrane, tylko czasu w ten weekend znów nie wystarczyło, żeby go skończyć. Postanowiłam, że dziś już nocy nie zarywam, bo jakoś trzeba przeżyć poniedziałek.
OdpowiedzUsuńColleague of my husband was on the island of Sicily, Etna .... I listened to her story, and now enjoy your photos!
OdpowiedzUsuńIt's my pleasure Bety to give you the pictures to illustrate the stories you have heard.
UsuńPiękne fotki Aguś :) i jak zawsze w swoich opowiesciach cała TY :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Pozostaje mi się tylko domyślać od kogo taki fajny komentarz :)
Usuń