Miałam zamiar podzielić się dziś z Wami tym, co w ciągu ostatniego miesiąca wydarzyło się w moim małym ogródkowym mikrokosmosie, bo znowu zrobiły mi się w tym temacie spore zaległości. Niewinna wyprawa "po masło" sprawiła jednak, że zupełnie zmieniłam koncepcję. Tak naprawdę zaczęło się od tego, że naszła mnie ochota na ciasto czekoladowe z wiśniami w spirytusie. A właściwie nie naszła tylko wytrwale i uparcie chodziła za mną od dłuższego czasu. Od czasu kiedy przy okazji jakichś potwornych upałów moja mama poczęstowała nas lodami z takimi właśnie przepysznymi, mocno alkoholowymi wiśniami.
Pomyślałam sobie wtedy, że ja też chcę się nauczyć takie wiśnie robić. Wymyśliłam więc sobie nalewkę wiśniową, której produktem ubocznym są takie właśnie wysokoprocentowe wiśnie. Inspirację znalazłam w Kuchni Polskiej, która już od dłuższego czasu jest dla mnie niezastąpiona jeśli chodzi o klasyczne polskie przepisy.
Nalewka z wiśni
1kg wiśni, 1l spirytusu, 40dkg cukru, 1/2l wódki
Dojrzałe wiśnie umyć i usunąć ogonki. 2/3 wiśni wydrylować, resztę pozostawić z pestkami. Wsypać do dużej szklanej butli, zalać spirytusem, zakorkować i pozostawić na 2 tygodnie. Następnie płyn zlać do drugiej butli, a owoce zasypać cukrem i zalać wódką. Potrząsać od czasu do czasu, aby ułatwić rozpuszczenie cukru. Po około 2 tygodniach nastaw zlać, połączyć obie nalewki, przefiltrować, przelać do butelek i zakorkować.
Jeśli chodzi o filtrowanie, ja użyłam filtra do herbaty, ale autorzy Kuchni Polskiej polecają lejek z watą. Polecają też dodanie do drugiego nastawu łyżki miodu i dużej garści malin.
Na razie
nie powiem Wam czy nalewka jest smaczna, bo musi sobie teraz poleżakować
(jej smak polepsza się z czasem), ale wiśnie są znakomite. Trzeba
tylko pamiętać, że 1/3 z nich ciągle ma w środku pestki i dobrze byłoby
je wydrylować przed wrzuceniem do ciasta (oczywiście, że o tym nie pamiętałam).
Przepis na ciasto, które tak wytrwale za mną chodziło dostałam kiedyś od koleżanki z pracy. Poniżej moja wersja, która od oryginału różni się głównie tym, że nie stosuję do niego żadnej polewy, używam wyłącznie gorzkiej czekolady (ale może też być mleczna) i nie wyobrażam go sobie bez wiśni "z prądem" (ale jak ktoś woli orzechy, owoce czy też wiórki kokosowe to czemu nie).
Ciasto czekoladowe
Składniki (mała tortownica)
300 g gorzkiej czekolady
100 g cukru
6 jajek
100 g masła
pól kieliszka rumu (lub innego alkoholu np. nalewki wiśniowej)
wiśnie w alkoholu
Czekoladę, cukier i masło rozpuszczamy w kąpieli wodnej.
Dodajemy żółtka i alkohol, dokładnie mieszamy lub miksujemy. Dodajemy wcześniej ubite białka i znowu mieszamy na jednolitą masę.
Ciasto (będzie bardzo rzadkie) mieszamy z wiśniami i przelewamy do formy. Pieczemy w 160 stopniach przez 40-50 minut. Po wystygnięciu najlepiej jest wstawić je
do lodówki, bo wtedy łatwiej jest je pokroić. Ciasto będzie w środku wilgotne, co wcale nie znaczy, że się nie dopiekło.
Pewnie zastanawiacie się, o co mi chodzi z tą wersją instant. Otóż w poszukiwaniu składników na ciasto trafiłam na produkt, który najpierw wprawił mnie w konsternację, a później wywołał rozbawienie. Nazywa się to coś "Łatwe ciasto" czy też "Szybkie ciasto" i wygląda jak modyfikacja słynnego gorącego kubka. Zawartość torebki wsypuje się do kubka, dolewa kilka łyżek (a może łyżeczek) wody, a następnie wstawia na chwilę do mikrofalówki. Voilà, chwila moment i "własnoręcznie zrobione ciasto" gotowe. Ciasto w kubku - wyobrażacie sobie? I tak się zastanawiam, czy nie lepiej kupić sobie kawałek czegoś pysznie słodkiego w pierwszej lepszej cukierni, niż popełniać takie wynalazki? A z drugiej strony jest w nas jakaś taka potrzeba, żeby w tych szybkich, zabieganych czasach, zrobić coś samemu. A że brak nam czasu, a często również talentu, rynek bezlitośnie odpowiada na tą potrzebę. Bo czym innym są pojawiające się przed świętami zestawy plastikowych jajek z pędzelkiem i 3 kolorami farbek, albo papierowe mikołaje do złożenia z kilku części. Można sobie poudawać, że zrobiliśmy coś własnymi rękami.
Na szczęście jest jeszcze blogowy świat, gdzie cudowne, utalentowane osoby z pasją dzielą się prawdziwymi arcydziełami. I za to pielęgnowanie rękodzieła i inspirację bardzo Wam dziękuję.
PS. bZuziu, obiecuję, że następnym razem będzie o maści nagietkowej.
Agnieszka, kurza twarz jestem na diecie...:)Teraz będę miała te wiśnie w głowie póki ich nie zrobię i nie dodam do czekoladowego ciasta! Od samego czytania kręci mi się w głowie:) ja swoich nalewek jeszcze nie nastawiłam, czas naprawić ten błąd, bo nie będzie malinówki na święta. Piękne zdjęcie tego ciasta, a wisienka...jak na torcie. Ściskam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam. A po co Tobie Magda dieta? Nawet o tym nie myśl. Trzeba sobie przed zimna troszkę dogodzić. A malinówka... uhm to brzmi baaaardzo smakowicie. Bardzo proszę o przepis.
UsuńMuszę zajrzeć do Kuchni Polskiej, bo też mam tę księgę i bardzo lubię z tego starocia gotować. ;)) A ciasto wygląda apetycznie...
OdpowiedzUsuńA co do ciasta z kubka, to... eee, może się jednak nie wypowiem. ;)
Buziaki, Ewa
U mnie kiedyś ta książka leżała na samym dole, pod ogromnym stosem książek kucharskich, ale przyszedł taki moment, że do niej dojrzałam :) Cmok.
UsuńZarówno naleweczka, jak i cisto wyglądają pysznie !!! Z chęcią spróbowałabym i jednego i drugiego:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie.
Gdybyś kiedyś zawitała do Krakowa, zapraszam na degustacje. Ciasta raczej już nie będzie, ale może coś się zachowa z nalewki.
UsuńDziękuję za zaproszenie :))) Z chęcią skorzystam, jak tylko odwiedzę Kraków:)))
UsuńPozdrawiam.
Uruchomiłaś moje zmysły . Chyba mi nic nie pozostaje jak , tylko się wprosić kiedyś na kawałek. No chyba że sobie zrobię nalewkę z mrożonek. Mniejsza o nalewkę ale te wisienki do ciasta chyba są tego warte. Oj dobrze ,że są blogi. ratują mi życie niejednokrotnie. Buśka.
OdpowiedzUsuńZapraszam, choćby jutro, bo przed chwilą upiekłam kolejną porcję tego ciasta. A to dlatego, że prawie całe wzięłam na częstowanie do pracy i niemal nic mi nie zostało, a łakomczuchem to ja jestem. A swoją drogą ciekawe czy mrożonki by się nadały. Bo chętnie zrobiłabym sobie tych wiśni więcej. Nic mi już nie zostało, a na zimę byłyby idealne. No chyba, że spróbuję z malinówka, bo Magda mnie zainspirowała. Maliny z prądem, to by dopiero był hit na przeziębienie.
Usuńwidziałam ostatnio w sklepie łatwe/szybkie ciasto ;) szkoda, że nie sprawdziłam składu ;)
OdpowiedzUsuńJak mi jeszcze kiedyś wpadnie w ręce to obfocę skład i dorzucę do tego posta.
UsuńNo tylko mi się ciśnie na usta "AMEN"! Nic więcej nie dodam bo ujęłaś wszystko w 100 %.
OdpowiedzUsuńTWOJE ciasto wygląda bardzo apetycznie! Żałuję, że nie mam u siebie w ogrodzie żadnej wiśni. Chyba najwyższa pora to nadrobić, no bo jak tu żyć bez takich alkoholowych wisienek :)))
Oj, jeśli tylko masz na to miejsce, to sadź czym prędzej. A ja właśnie na próbę zlałam alkoholem trochę mrożonych wiśni. NO obaczymy, co z tego wyniknie.
UsuńSuper napisane. Musze tu zaglądać częściej.
OdpowiedzUsuń