Niedawno natknęłam się przypadkiem na zdjęcia z pierwszych tygodni naszej przygody z ogródkiem. Każdy ogrodnik powinien strzec takiej pamiątki jak oka w głowie i zerkać na nią za każdym razem kiedy poczuje przypływ niezadowolenia ze swoich ogrodniczych dokonań. Patrząc na rośliny, które powoli, ale konsekwentnie biorą ogródek w posiadanie, aż trudno uwierzyć, że od tamtego czasu minęło niecałe półtora roku.
Takie były początki naszego warzywnika, ale po dwóch sezonach przestał on spełniać swoją rolę. Wszystko rosło na kupie, co było na swój sposób urokliwe, ale myślę, że w dłuższej perspektywie nie wyszłoby warzywkom na dobre. Przede wszystkim niewykonalne byłoby uprawianie ich bez środków chemicznych, bo choroby i robale miałyby tu niezłe pole do popisu. Chciałam znaleźć jakiś sposób na płodozmian na miarę moich możliwości.
Pomysł dojrzewał w mojej głowie od kilku miesięcy. Luby zmienił mrzonki i plany w matematyczne kalkulacje...
... a następnie zabrał się do piłowania, przycinania i skręcania. Ja pomalowałam deski. Oto efekt końcowy. Choć może powinnam raczej napisać 'efekt tymczasowy', bo zdjęcie jest zrobione zaraz po ułożeniu kwaterek, jeszcze przed nasypaniem do nich ziemi.
Ciągle coś mi tu jeszcze nie pasuje (wszelkie podpowiedzi i wskazówki są mile widziane). Brak symetrii i rożne wymiary są zamierzone. Zdecydowaliśmy się na wysypanie dookoła kory, bo trawa
wokół warzywnika była wiecznie wydeptana i ledwie żywa, ale dało to dość
"ciężki efekt". Może kiedy kwaterki wypełnią się roślinami będzie to wyglądać lepiej. Póki co zachowały się resztki bakłażanów i nagietków, więc postanowiłam zostawić je już do końca sezonu. Została też pietruszka, która posiałam w maju zeszłego roku. Regularnie ją przycinam i do tej pory non stop miałam z niej natkę (nawet w zimie pod śniegiem). Połowę kwaterki z bakłażanami obsadziłam truskawkami i poziomkami, resztę ziemi na razie obsiałam gorczycą, co powinno jej wyjść na zdrowie (tzn. ziemi, nie gorczycy). Teraz muszę się trochę wyedukować w tematyce płodozmianu. Może kilka zimowych miesięcy na to wystarczy.
Całe te warzywnikowe zmiany miały miejsce dobrych kilka tygodni temu, jeszcze przed napisaniem poprzedniego posta. Pisze o nich dopiero dziś, bo wcześniej zupełnie nie miałam na to siły. Ten wirus, który złapałam, załatwił mnie na kilka tygodni. Nawet jak już niby wyzdrowiałam, to ciągle coś było nie tak. Na razie z badań wyszła lekka anemia, co jest dla mnie niezwykle zaskakujące, bo mojej diecie można sporo zarzucić, ale akurat produktów bogatych w żelazo i witaminę B12 na pewno w niej nie brakuje. Skutkiem tego wszystkiego ciągle nie zaczęłam sadzić wiosennych kwiatów cebulowych. A ponieważ przede mną kolejny nieco dłuższy wyjazd nie zdążę się tym zająć przed połową października. Oby pogoda dopisała.
Ostatnie tygodnie nie były łatwe, lekkie i przyjemne, trzeba więc było poszukać gdzieś pozytywnej energii dla podreperowania zdrowia ciała i ducha. A ponieważ najlepiej czerpać energię prosto z natury, obraliśmy wczoraj kierunek Zakopane, a właściwie Kościelisko. Tylko dwa dni, ale i tak czuję się zdecydowanie lepiej. Zostawiam Was więc z migawkami z nieco zamglonych, ale za to coraz bardziej jesienno-kolorowych Tatr.
Po przebudzeniu widok na Giewont i Czerwone Wierchy (jeśli ktoś będzie szukał takiej pobudki w Tatrach, chętnie podam namiary) |
A na dodatek przepiękny ogród. |
I jeszcze raz widok z okna |
Aha, jeszcze jedna ciekawostka. W zeszłym tygodniu zakwitły u mnie pierwiosnki.
Pierwiosnki w kompozycji z wrzosami - tego nie było w planie. |
Uśmiechnęłam się ,bo okazuje się,że i na Ciebie pobyt u Kasi zadziałał pobudzająco do wszelkich zmian ogrodowych. Właśnie skończyłam pisać posta z tym ,że u Ciebie już widać efekty a ja tylko rozgrzebałam na razie sporo i pewnie to jeszcze potrwa. Nie wiem czy Cię pocieszę ale patrząc na swoje ogrodnicze dokonania , to takich zmian miałam w swoim życiorysie mnóstwo. Na takim niewielkim obszarowo ogródku to możesz sobie urządzać takie imprezy częściej. Nie martw się ,że coś nie wygląda. Musisz sobie umieć wyobrazić jak będzie docelowo czyli jak wszystko zacznie się wypełniać roślinami. Podziwiam za plan. U mnie ciągle nowe koncepcje wypierają poprzednie chociaż staram się zapisywać w pamięci co wymyśliłam poprzedniego dnia ,żeby nie spulchniać i nawozić tam , gdzie ma być na przykład ścieżka. Góry niezmiennie piękne. A pierwiosnki ....chyba posłuchały życzeń z mojego ostatniego zdania w poście. Buziaki
OdpowiedzUsuńNo to będziemy mieć radochę na wiosnę, jak zacznie być widać efekty tych ogródkowych remontów. Pomysł zaczął się krystalizować jeszcze przed wizytą u Kasi, ale faktycznie to, co zobaczyłam na Kaszubach sprawiło, że nabrałam jeszcze większej ochoty, żeby go urzeczywistnić. Podejrzewam, że gdybym miała tak wielki ogród jak ty, to stanęłabym na środku, załamała ręce i nie była w stanie na nic się zdecydować. Tak to przynajmniej przestrzeń troszkę mnie dyscyplinuje. Uściski ślę.
UsuńImponujące zmiany! Dojrzewam do wysypania ścieżek korą, kiedyś miałam takie szeregowe kwatery ze ścieżkami z trawy (na szerokość kosiarki), ale kiedy kilka osób powiedziało mi, że wyglądają one jak mogiły pod płotem - zmieniłam koncepcję:) Góry niezmiennie piękne, majestatyczne, wyciszające. Pierwiosnki poszalały, jakieś zmiany idą klimatyczne, u mnie kwitną kaczeńce....
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc dokładnie takie same mieliśmy z Lubym skojarzenia. Śmiejemy się , że jak jeszcze położymy dynie i świeczki to wyjdzie nam przyspieszony Halloween. Cała nadzieja w roślinkach. Wszystko wskazuje na to, że wiosna idzie ;)
UsuńNoo... Góry piękne. Majestatyczne. idealne normalnie.
OdpowiedzUsuńA Twój warzywnik zmienia się w oczach normalnie - super. I trawnika znowu ciut mniej ;)
U mnie pierwiosnki też kwitną. Tylko że one akurat zawsze tak miały, że jesienią "drugi rzut" :)
No proszę, w życiu nie wpadłabym na to, że kwitną dwa razy. Chyba więc muszę zadbać o to, żeby mieć ich trochę więcej.
UsuńA gór mam ostatnio coraz większy niedosyt, więc niedługo znowu będzie o nich słów kilka.
Mnie Twoje kwaterki bardzo się podobają i nic bym w nich nie zmieniła. Jak tak się na nie napatrzyłam to, aż mnie ochota naszła choćby na jedną taką :)
OdpowiedzUsuńZdjęcia z gór tak cudne, że nawdychałam się tego górskiego powietrza nie ruszając się z domu :) Nie mniej jednak widok z okna mieliście bajeczny! Mam nadzieję, że wyjazd dopomógł Twojemu zdrowiu.
Teraz biegnę pooglądać ze wszystkich stron swoje przebiśniegi, może coś tam dojrzę i ja ;)
Duuuuużo zdrówka i buziaków!
...o pierwiosnki mi chodziło oczywiście... :)))
UsuńHahaha, chyba już ci się bardzo wiosny zachciało, że tak zeszło na przebiśniegi :) Twoje cudne dynie i arbuzy chyba by się w takich kwaterkach nie zmieściły, ale na sałatę czy kalarepki to dobry patent.
UsuńWyjazd zdecydowanie dobrze mi zrobił, a potem były jeszcze kolejne góry, które postawiły mnie na nogi. Ale o tym za jakiś czas, jak się ogarnę po powrocie.
Adventures in the Garden is not really easy to grow plants, but the pleasure of blooming flowers and harvest vegetables and spices is so satisfying and enjoying every day! Nature, the mountain is really refreshing for me. Have a great nature! I've never been to Poland, where possible, I visited Tatras.
OdpowiedzUsuńAmazing image is captured by
spider's web pearls of dew!
You are right, the garden itself is an adventure. Seeing how it changes day by day and month by month is really insipiring and refreshing.
UsuńThe Tatra Monutines are really amazing. Maybe not that high as for example the Alpes, but equally picturesque. You would love them.
Aguś, widoki "Giewontowe" przepiękne i mam nadzieję, że podziałały ozdrowieńczo. ;)
OdpowiedzUsuńMasz rację, że takich fotek trzeba strzec! :) Serce rośnie gdy widzi się tę różnicę. A wyglądem na razie się nie martw, jak wszystko buchnie zielenią, będzie dobrze, a jak nie, to zawsze korę możesz zastąpić żwirkiem (jak u Kasi). Drożej, ale można to przecież robić stopniowo i pomalutku.
Usciski
To jest fajne w ogrodzie, że jak jakiś eksperyment się nie powiedzie, to można wymyślić na jego miejsce coś zupełnie innego - no chyba, że ktoś posadził sobie dąb :) Żwirek braliśmy pod uwagę, ale jakoś nie pasował. Zobaczymy co z tego wyniknie :)
UsuńGóry bardzo mi pomogły, choć tak naprawdę to potrzebny był tydzień urlopu, żeby stanąć na nogi. Gdyby jeszcze słoneczko chciało trochę więcej poświecić...
Żeby codziennie mieć takie widoki z okna, to by człowiek nie miał nawet jak wpaść w depresję. Uprawa warzyw w cale taka banalna nie jest, zwłaszcza w mieście. I tak, że udało się wam wykombinować miejsce.
OdpowiedzUsuń