Poleniuchowałam trochę w styczniu. Nie chce mi się to chyba najczęstsze słowa jakie w ciągu ostatnich tygodni padały z moich ust i przed tym stanem ducha nie uchowało się nawet blogowe pisanie. Kiedyś trzeba było jednak pozbierać siły po koszmarnym roku 2016, w którym wszystko było nie tak i który z niewypowiedzianą ulgą żegnałam w sylwestrową noc. Nigdy wcześniej fakt, że kończy się rok nie miał dla mnie aż tak symbolicznego znaczenia. Nigdy jeszcze nowy rok nie niósł za sobą tyle nadziei, że przecież teraz musi być już tylko lepiej. I tak sobie po cichutku myślę, że zieloność greenery wybranego na kolor roku 2017, symbolizująca życie, nadzieję, świeże spojrzenie i nowy początek, to nie przypadek.
***
Takiej zimy nie było od lat. Tygodnie mrozu, uroczo skrzypiący pod nogami śnieg, czysta i niewinna biel nawet w środku miasta. Byłoby tak pięknie, gdyby nie fakt, że przy okazji prawie się udusiliśmy w oparach wszystkiego, co szanowny naród postanowił puścić z dymem, żeby sobie podnieść temperaturę. Nie przypuszczałam, że dożyję katastrofy ekologicznej, gdy normy zanieczyszczeń będą przekroczone o setki procent, na zewnątrz będę musiała wychodzić w masce, okna nie otworzę przez kilka tygodni i trzeba będzie inwestować w oczyszczacz powietrza, żeby w ogóle być w stanie spać i jakoś funkcjonować we własnym domu. A to wszystko doprawione wprowadzeniem ustawy dla fanów wycinki drzew i zbrodnią na ostatnim pierwotnym lesie Europy. Kiedy pomyślę, że wycina się moją ukochaną Puszczę Białowieską, a Kraków, w którym mieszkam jest jednym z najbardziej zanieczyszczonych miast na świecie, to się zastanawiam, że tak powiem, jak żyć?
***
Mrozy i śniegi narobiły mi nadziei na to że przy odpowiednim zaopatrzeniu karmnika wreszcie zobaczę jakieś ptaki w moim ogródku. Ślady na śniegu pozwalały nawet przypuszczać, że chętni szybko się znaleźli. Niestety przez cały styczeń udało mi się wypatrzeć tylko trzech przybyszy: strzyżyka, drozda i kosa u sąsiadów. Zawartość karmnika pozostała nietknięta.
Strzyżyk |
Kos |
Drozd |
Nie ma drzew, nie ma i ptaków. A nawet gdyby były...
Nie pozostało mi więc nic innego jak kontemplowanie bożonarodzeniowych dekoracji i zatrzymanego w czasie ogródka, w którym zostawiłam trochę zaschniętych bylin.
Tymczasem grudnik w tym roku okazał się "stycznikiem" i przypomniał mi, że wiosna już blisko.
Czas przejrzeć nasiona, powymieniać je ze znajomymi i nieznajomymi ogrodnikami i zabrać się za planowanie kolejnych zmian w ogródku. Życzę Wam wszystkiego zielonego i byle do wiosny!
W tym roku całkiem sporo nasion wysłałam w świat za pośrednictwem Klubu Pożądanego Nasionka. |
Aga, u mnie koty są, a ptasiej gawiedzi to nie przeszkadza, więc to chyba nie to ;) Uwielbiam ducha Krakowa,ale smogu nie zazdroszczę. Sama wybrałam droższe ogrzewanie, ale ekologiczne i denerwuje mnie, że na mojej wioseczce czuję czasami smród z dymiących kominów.
OdpowiedzUsuńI ja czekam na nasionka od Ciebie (AgaT) :D
Pozdrawiam
Chyba jednak trzeba obstawić brak drzew jako przyczynę podstawową. Dla okolicznych kotów ptaki, to prawie jak obiekty muzealne, do podziwiania rzadko i z daleka. Wszystko wskazuje na to, że sąsiedzkie zadymianie trochę jeszcze u nas potrwa. U nas podobno straż miejska zapukała ostatnio do okolicznych domów i w jednym palono lakierowanymi starymi meblami.
UsuńAle sobie fajna nazwę bloga wymyśliłaś. Aż odetchnęłam głębiej jak go zobaczyłam.
Najgorzej jak palą śmieciami, plastikiem. To jest dopiero czad! Mam takiego jednego w okolicy...
OdpowiedzUsuńCo do ptaków - u mnie zatrzęsienie. Ale ja za to nie mam tego boskiego furkotka czy jak go tam zwali 😉
Nasionka czekają ciągle na te od Kasi. Wg wszelkich wyliczeń powinny dotrzeć jutro.
No i z innej beczki - wiesz, że już za niecały miesiąc się widzimy?! 😃
No właśnie. Tak, jak napisałam w komentarzu powyżej w naszej okolicy taki delikwent lakierowanymi meblami palił. Taki smród był, że ktoś straż miejską wezwał.
UsuńJa na te zimowe ptaszki zachorowałam. Nie wiem jeszcze jak, ale znajdę sposób na jakieś drzewka, albo krzaczki. Ja im jeszcze pokażę ;)
Ja też odliczam dni :)
Z tym smogiem u Was to rzeczywiście prawdziwa katastrofa! Coś niewyobrażalnego! U nas od morza zawsze wiatr wszystko porozgania, zaczynam doceniać ten wiatr.
OdpowiedzUsuńJa również zauważyłam, że zimą (kiedy jest największa potrzeba, by dać ptaszkom dostęp do stołówki) ptaszków nie ma?! Za to wiosną robi się taki ruch w interesie, że hej! Jak to wytłumaczyć, nie mam pojęcia.
Aguś, życzę Ci, by ten rok był dla Ciebie tysiąckroć lepszy! Niech Ci się spełnią wszystkie marzenia!
Buziaki
Wierzyć się nie chce, co nie? Czyste powietrze staje się towarem deficytowym, jak w jakimś filmie science-fiction. Coraz częściej marzy mi się mieszkanie nad morzem albo na Podlasiu.Jeśli coś się nie zmieni trzeba będzie to poważnie przemyśleć.
UsuńDziękuje Ewuniu za życzenia i przesyłam ci dużo pozytywnej energii.
Hej!
OdpowiedzUsuńByłam w Krakowie 14-ście lat temu latem, powiem że zauważyłam od razu że powietrze macie tam nie najlepsze... Ba! Jak jest dużo przemysłu, fabryk, samochodów, niestety to są i skutki. Cenię sobie naprawdę to, że mieszkam tutaj w Brühl, a nie w samym Köln, bo tam też spaliny, hałas, a to już nie dla mnie...
A co do zieleni (greenery), to cieszę się, że jest kolorem przewodnim na ten rok! Bardzo mi on pasuje, bo zieleń lubię w różnych odcieniach. Weszłam w ten 2017 pełna nadzieii i dobrej myśli, ze świeżym spojrzeniem na to co mnie otacza i pewnymi zmianami w życiu. Więc kolor ten jest chyba znakiem z nieba, że będzie dobrze! :)
Serdeczności!
Hmmm, 14-15 lat temu też było paskudne powietrze. Wtedy nawet miałam objawy astmy, a co ciekawe teraz już nie mam. Chyba, że się na te trucizny uodporniłam. U nas jest dosyć powszechne, że jak ktoś wraca do miasta po urlopowych wojażach to przez pierwszy tydzień odchorowuje to powietrze, a potem się jakoś funkcjonuje.
UsuńZapowiada się zielony rok ogrodników. Musi być udany, mocno w to wierzę.
Dalej wieje smutkiem, ale 2016 już za nami. Życzę samych lepszych lat!
OdpowiedzUsuńTo prawda, że bywało weselej. Nie dajmy się! :)
UsuńW moim karmniku od paru lat to samo, czyli sikorki (nieograniczona ilość), dzięcioły i sójki... i tyle. Chciało by mi się zmiany, ale one jak zaklęte. Ech, nawet wróbelkiem bym nie pogardziła.
OdpowiedzUsuńIdę pooglądać zeszłoroczne kwiatki na zdjęciach, bo do wiosny chyba nie dam rady wytrzymać już :(
Będzie dobrze, musi być!
Przytulam!
Bzuziu, u mnie wróbelki nie przepadają za karmnikiem. Ale jak mają sypnięte na obrzeżu tarasu, to bardzo chętnie się zlatują. Sposób sprawdził się też u mojej mamy, która twierdziła, że nie ma u niej wróbli i mazurków ;)
UsuńBardzo bym była szczęśliwa, gdyby pojawiły się u mnie sikorki. A dzięcioły... to już w ogóle poza zasięgiem marzeń. Jak dla mnie taka coroczna powtórka z rozrywki byłaby jak najbardziej ok :)
UsuńA co do wróbelków... Ciekawe to, co Ania pisze...
Wypróbuję :) Chociaż wróble i inne nierozpoznane gatunki ptaków widuję jedynie dalej w sadzie.
UsuńTej mroźnej zimy to co by nie przyleciało to człowiek się cieszy, bo one takie biduki. Jak rano odprowadzam Zuzę na autobus do szkoły to słyszę takie ćwierkanie, że wiem iż w karmniku już pusto :)
Bo może one w tym sadzie właśnie na ziemi urzędują? Ja ptaszorom dorzucam minimum dwa razy dziennie, a i tak zeżrą wszystko. Przy największym mrozie potrafią i 3 dokładki wciągnąć ;)
UsuńAnia to ja ci chyba zapasy do mojego karmnik przywiozę. Co się ma zmarnować.
UsuńĆwierkanie,hmmm kiedy ja ostatnio słyszałam ćwierkanie.
Mam nadzieję, że Cię odkleję od szyby tarasowej u mnie i dojedziemy na Gardenię? :P Na czas pobytu mianuję Cię naczelnym napełniaczem karmnika :D
UsuńZima u Ciebie na zdjęciach jest przepiękna ! Ciekawe jaka będzie wiosna ! :)
OdpowiedzUsuńWiosnę planuję bardzo kolorową. Oby tylko cebulki nie przemarzły.
UsuńJeśli chodzi o powietrze w Krakowie, to naprawdę jest słabo. Nie wspomnę już o biegaczach, którzy albo muszą biegać poza Krakowem, albo truć się w tym beznadziejnym powietrzu, albo biegać w maskach (słaby pomysł). http://www.airnaturel.pl/ No cóż.
OdpowiedzUsuń