Nie muszę wcale patrzeć w kalendarz, żeby zauważyć, że luty to najkrótszy miesiąc w roku. Zupełnie umknęło mi kiedy się zaczął i właśnie dociera do mnie, że już właściwie się skończył. A szkoda, bo to taki fajny miesiąc. Miesiąc walki żywiołów, który potrafi sparaliżować lodowatym atakiem zimy, albo zazielenić powiewem wiosny. I miesiąc moich urodzin. W tym roku było dmuchanie świeczek (osiemnastu, choć dowód pokazuje już prawie dwa razy tyle) i przemiły wieczór w doskonałym towarzystwie.
Ostatnio zauważyłam też, że nastała jasność. Jest jasno kiedy się budzę i wreszcie jest jasno kiedy wychodzę z pracy. Deszcz zmył, a wiatr rozwiał chmury smogu znad miasta, więc wreszcie można oddychać. W powietrzu czuć wiosnę i tak bardzo ciągnie mnie do ogródka, że pokusiłam się już nawet o wypicie kawy na tarasie, choć była to bardzo szybka kawa... Ogrodnicze gazety znowu wypełniają każdy wolny fragment przestrzeni i jak zawsze obiecuję sobie, że oddam gdzieś najstarsze roczniki. Nazbierało się tego trochę.
Powoli kończą się długie, ciemne wieczory. Tej zimy spędzałam je z miłośnikami lasów, żyjących w nich zwierząt i roślin. "Sekretnego życia drzew" Petera Wohllebena nie trzeba nikomu przedstawiać. Internet pełen jest recenzji i komentarzy na temat tej książki. Ja powiem tylko, że moim zdaniem jest to lektura obowiązkowa. Marzę o tym, żeby dzieci czytały ją w szkole. I żeby przeczytał ją pan minister od środowiska, doznał oświecenia i zostawił wreszcie w spokoju polskie drzewa. O "Wilkach" Adama Wajraka też było głośno. Po usłyszeniu "śpiewu" wilków w Puszczy Białowieskiej po prostu musiałam tą książkę przeczytać i przekonać się, że z wilkami wszystko jest inaczej niż wmówiła nam kultura, sztuka i literatura. Ciągle nie przestaję za nimi tęsknić i wierzyć, że kiedyś spotkam wilka na leśnych ścieżkach. Odkryciem są dla mnie książki i osobowość mieszkającej przez wiele lat w Puszczy Simony Kossak. Zaczęłam od "Sagi Puszczy Białowieskiej", która jest historią tyleż fascynującą, co smutną. Tniemy i eksploatujemy Puszczę bez opamiętania, kontynuując niechlubną tradycję. Doraźny interes ekonomiczny i "najdoskonalsza forma ochrony przyrody" (jak mawiają niektórzy myśliwi o polowaniach), ponad jedyne w Polsce dobro przyrodnicze wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Nic się nie zmieniło od czasów, kiedy Simona walczyła o zwierzęta Puszczy, nic się nie zmieniło od wieków...
Wspomnienie długich zimowych wieczorów |
***
Kiedy w zeszłym tygodniu wreszcie odpuścił mróz, spod topniejącego śniegu wyłoniło się całkiem wiosenne, różnorodne towarzystwo. Niczego bym nie zauważyła, gdyby nie... tulipany. Krokusów ani śladu, przebiśniegi ledwo ledwo, za to czerwonych tulipanowych łebków pokazała się już cała masa i to nie tylko tych botanicznych. Myślę, że to tulipany, które zeszłego lata zostawiłam w ziemi. Z tego, co zauważyłam w poprzednich sezonach, tulipany zostawione w spokoju na cały rok wyrastają i zakwitają znacznie wcześniej. Na razie rekordzista tulipan Banja Luka został w gruncie i pięknie kwitł przez trzy sezony. Zobaczymy, czy w tym roku da jeszcze radę. Tak czy inaczej liczę na wyjątkowy efekt tej wiosny, bo jesienią dosadziłam kilkaset cebulek. Taka moja mała tulipomania.
Przy okazji podziwiania cebulkowych maluchów ogarnęłam trochę warzywnik. Miło zaskoczyła mnie roszponka posiana późnym latem. Mam też sporo pietruszki z zeszłego roku i... fenkuł. Cały zeszły sezon rosła sobie u mnie sadzonka przywieziona z Włoch. Za jego smakiem nie przepadam, ale ładnie się komponuje z kwiatami w bukietach. Zostawiłam zimą na zmarnowanie, a tu ku mojemu zaskoczeniu fenkuł nieźle się miewa i nawet zielone listki puszcza.
Takie znaleziska pobudziły tylko mój apetyt na nowy sezon i przypomniały, że trzeba by powoli myśleć o rozsadzie. Na dobry początek zaczęłam od przywrócenia do życia ikeowych szklarenek, które zimę spędziły pod ławką na tarasie. To jest naprawdę dobra inwestycja. Żadne przeciwności losu i złe traktowanie im niestraszne.
Krótko mówiąc, wszystko wskazuje na to, że sezon wiosna 2017 należy uznać za otwarty. Postanowiłam tą okoliczność stosownie uczcić. Jak twierdzi Ankha, kolor idealny do grzebania w ziemi :)
Kwiatuszki to taka przypominajka, że już za kilka dni rozpoczyna się Gardenia, wielkie święto ogrodników i architektów krajobrazu, a przy okazji 5 Spotkanie Blogerów Ogrodniczych. Ciekawe kogo z was uda mi się spotkać w tym roku w Poznaniu. Do zobaczenia.
Ha, ha ,ha - gdy przyjdzie czas ogródkowy, chyba zacznę malować paznokcie na ten idealny kolor! :)))
OdpowiedzUsuńCo do gazetek, to mam ich całą masę, ale w przeciwieństwie do wnętrzarskich nie dezaktualizują się, więc je trzymam, bo informacje są zawsze na czasie. ;)
"Sekretne życie..." czeka w kolejce - zaplanowane na marzec, gdy przyroda się budzi o życia. ;) "Wilki" czytałam i też przestałam się ich bać po lekturze, i tak jak Ty nie mam nic przeciwko spotkaniu ich w lesie. :) Książek Simony nie czytałam, ale szczerze polecam książkę o niej - "Simona" Kamińskiej, bo jest niezwykła - wybrała zupełnie inną drogę niż malarstwo i miała zupełnie nietuzinkowe życie. Bardzo, bardzo ciekawa.
Dobrze, że ten smog trochę zelżał!!! U Ciebie w ogródku już wiosna, u nas jeszcze placki śniegu, a kwiaty jeszcze śpią. Ale od jutra oficjalnie wiosny wypatruję! I będę siać werbenę patagońską - mam nadzieję, że się uda. ;)
Buziaki i ciepłe uściski
"Simonę" Kamińskiej tez muszę dołączyć do listy, bo ta postać coraz bardziej mnie przyciąga. Będzie gotowy pomysł na następna zimę, bo póki co dalsza lista lektur jest strasznie długa. Ja tez te gazetki trzymam, ale oficjalnie skończyło mi się na nie miejsce. Naprawdę trudno już znaleźć miejsce, z którego by się nie wysypywały. Dojrzałam do tego, żeby zostawiać sobie tylko wydania specjalne i rocznika tak 3 lata wstecz.
UsuńDobrze, że mi przypomniałaś o werbenie. Jak wrócę z Gardenii koniecznie muszę o niej pamiętać.
Ucałowania!
Może nam się uda spotkać? To w sumie duże targi, ale jest szansa ;) :P Mam głupawkę - sorki :D
OdpowiedzUsuńU mnie z tulipanami lichutko, ale przebiśniegi są, a wczoraj pierwszy żółty krokus zakwitł. Ciemierniki też już lada, lada momencik. Pewnie w słońcu już by były, ale u mnie raczej cieniście mają. Ale przetrwały i to spore mrozy jak na ostatnie lata. Więc na Gardenii na pewno dokupię :)
P.S. Gdzie Ty u siebie wcisnęłaś jeszcze 100 tulipanów?!
No nie wiem, nie wiem... :)
UsuńBardzo dziwna sprawa z tymi krokusami. W zeszłym roku zakwitły kiedy byłam u ciebie, może w tym roku wykorzystają okazję na to, żeby się wreszcie pokazać. Przebiśniegi też mi się fajnie obudziły kilka dni temu. Codziennie widzę kilka nowych, chociaż nie jest im chyba u mnie dobrze, bo sadziłam ich zdecydowanie więcej.
A propos tulipanów - wszędzie :)
Ja też już czuję ten przypływ energii i wiosnę! Z tym pojaśnieniem, to dziękuję panu na wysokościach, że wreszcie idzie ku dobremu i wyłaniamy się z tego zaciemnienia.
OdpowiedzUsuńU mnie kwitną już krokusy, przebiśniego i żonkile! :)
U ciebie jak zawsze wiosna wcześniej i łaskawiej. Ale to czekanie jest takie fajne :)Najpierw się dłuży, a potem ledwie można nadążyć za tym, co kwitnie.
Usuń