Żadna wyprawa nie byłaby w pełni udana bez skosztowania regionalnej kuchni. Kuchnia słowacka nie jest może szczególnie wyszukana, ale jest jedna potrawa, która bardzo lubię i staram się od czasu do czasu skosztować: haluszki.
Oryginalna nazwa to bryndzové halušky i jest to właściwie słowackie danie narodowe. Co roku w górskiej osadzie Turecka u podnóża Wielkiej Fatry odbywają się światowe mistrzostwa w gotowaniu i konsumpcji tego smakołyku. Można sobie nawet pooglądać zdjęcia i filmiki z Halušky FEST Turecká - MS a Európy vo varení a jedení bryndzových halušiek.
Zapewne ile kucharek tyle sposobów przyrządzenia. Wersja, którą podano mi tym razem wyglądała tak i była to ociekająca tłuszczem porcja, którą można by wykarmić 3 bardzo głodne osoby. Na szczęście zazwyczaj jednak spotykam się z mniejszą i nie aż tak tłustą porcją.
Przepis jest bardzo prosty. Drobne kluseczki z mąki i ziemniaków przeciera się przez specjalne sitko i gotuje. Podawane są z bryndzą (czyli serem w owczego mleka), a wierzch polewa się słoniną, skwarkami, albo przysmażonym boczkiem. Krótko mówiąc bomba kaloryczna na wielki głód.
Jest to danie bardzo typowe dla kuchni wschodnioeuropejskiej. Na Podhalu nazywane były hałuskami, a nazwa ma swoje odpowiedniki w wielu językach: czeski i słowacki - haluška, węgierski - galuska, rumuński - găluşcă, serbski - galuška, ukraiński - галушка /galushka (tam w miejscowości Poltava ma nawet swój pomnik), litewski - virtinukai. W Tyrolu podobne kluseczki nazywane są spätzle. Trudno też nie dopatrzeć się pokrewieństwa z włoskimi gnocchi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz