poniedziałek, 2 czerwca 2014

Arance, pistacchi, limoni i spółka

Jednym z moich pomysłów na ogarnięcie sycylijskich klimatów było napisanie, prywatnego, subiektywnego, sycylijskiego słownika. W czasie podróży zaczęłam już nawet spisywać sobie hasła. Uległam jednak klimatowi wyspy i został z tego sycylijski chaos i lista, która dostarczy mi tematów na następnych kilka miesięcy.

Słownik miał się zaczynać od słowa arancia, czyli pomarańcza. Pewnie wszyscy słyszeli o wyjątko słodkich, czerwonych, sycylijskich pomarańczach. Akurat z tymi najczerwieńszymi (nazywanymi sanguinelli, czyli krwistymi) się nie spotkałam, ale musicie mi uwierzyć, że świeży sok z sycylijskich pomarańczy nie ma sobie równych. U nas niestety prawie nie można ich dostać.





Maj zdecydowanie nie jest miesiącem kiedy można jakoś wyjątkowo rozsmakować się w tych owocach. Najsłodsze i najsmaczniejsze włoskie pomarańcze zrywane są w grudniu (może dlatego za komuny na Boże Narodzenie pomarańczy w Polsce nie brakowało). W maju drzewka pomarańczowe pokryte są kwiatami i małymi, zielonymi owockami. Wydaje mi się, że te dojrzałe to niedobitki z zeszłego roku. Zastanawiałam się jak to możliwe, że takie drzewko potrafi mieć jednocześnie pąki, kwiaty, zawiązki owoców i owoce zupełnie dojrzałe.



Zapachu kwiatów pomarańczy moim zdaniem nie da się z niczym porównać. Jest jednocześnie upojnie słodki i ciepło-gorzki. Obłędny! Nie wiem dlaczego Włosi nie wezmą przykładu z Marokańczyków i nie sprzedają na hektolitry wody z kwiatów pomarańczy. W każdym razie ja się na coś takiego nie natknęłam, a stanęłabym pierwsza w kolejce, żeby tylko przywieźć ją do domu.

Na Sycylii rosną też jedne z najlepszych pistacji na świecie pistacchi di Bronte.   Bronte (nie wiem jak Wam, ale mnie ta nazwa kojarzy się od razu z Wichrowymi Wzgórzami) to gmina i miejscowość leżąca na zboczu Etny, niedaleko Katanii. Rosnące tam pistacje mają kolor... pistacjowy (choć Sycylijczycy twierdzą, że jest on szmaragdowy). Brzmi to może dziwnie, ale zastanówcie się czy kiedykolwiek widzieliście pistacjowe pistacje. Ja uświadomiłam sobie, że nie. A te z Bronte mają taki właśnie niesamowity kolor i smak, którego nie miały żadne pistacje, które jadłam wcześniej.

Jeśli mamy na zbyciu pistacjowe pistacje, to możemy sobie upiec taka śliczną bułeczkę

Ze względu na swoje wyjątkowe pochodzenie i właściwości pistacje te mają oznaczenie DOP (Denominazione di Origine Protetta po naszemu Chroniona Nazwa Pochodzenia). W Polsce ciągle jeszcze mało się o tym i podobnych oznaczeniach mówi (choć niektóre telewizyjne show kulinarne dzielnie przecierają szlaki i chwała im za to). Jeśli ktoś chciałby się dowiedzieć więcej na ten temat to można zajrzeć tutaj.

Pistacje są drogie, a te z Bronte szczególnie i wreszcie dowiedziałam się dlaczego ich cena tak bardzo się rożni od innych "skorupkowych". Otóż drzewko pistacjowe owocuje raz na dwa lata. Po owocowaniu potrzebuje całego kolejnego roku na odpoczynek. Może więc pistacje zasługują na to, żeby nazywać je szmaragdami. Na Sycylii przygotowuje się z nich słodycze, alkohole, a także przepyszne pesto. 

Do Bronte niestety nie dotarłam nie mam więc zdjęć drzewek pistacjowych. Ale za to mam dla Was mandorle (czyli migdały). Moim wielkim odkryciem jest smak zimnego mleczka migdałowego. Pewnie w Polsce też można je dostać, ale ja nigdy wcześniej nie próbowałam.




Kolejnym owocem charakterystycznym dla sycylijskiego pejzażu jest nespolo, czyli nieszpułka.  Mnie smak nie zachwycił, ale chyba jadłam niedojrzałe owoce, bo były dość kwaśne. W smaku przypominały śliwki.



Zachwyciły mnie piękne drzewa morwowe, ale na owoce się nie skusiłam.


Najbardziej egzotyczny owoc na Sycylii to chyba fico d'India/ficodindia. Można by to przetłumaczyć jako figa indyjska. U nas owoc znany jest jako opuncja figowa (np. jako składnik herbatek). Roślina ta, bardzo dziś popularna w basenie Morza Śródziemnego, pochodzi z Ameryki Południowej i nie ma nic wspólnego z Indiami.  Włoska nazwa odnosi się do czasów wielkich odkryć geograficznych, kiedy dzielni podróżnicy byli ciągle jeszcze przekonani, że dotarli do Indii. Jeśli ktoś chce zobaczyć jak wyglądają owoce odsyłam do Wikipedii, bo w maju owoców oczywiście jeszcze nie ma. Gdyby Wam się kiedyś zdarzyło mieć z tymi owocami do czynienia, pod żadnym pozorem nie dotykajcie ich gołymi rękami, dopóki nie są obrane. Wyglądają niewinnie, ale pokryte są niezliczoną ilością miniaturowych, miękkich kolców. Kilka lat temu przypłaciłam takie spotkanie i nieposkromioną ciekawość wielogodzinnymi próbami usunięcia tych kłujących niteczek i kilkudniową opuchlizną. Na Sycylii można zobaczyć ogromne pola takich kaktusów. Stare egzemplarze wydają się pokryte korą i dość często są wykorzystywane do upamiętnienia swojej obecności (w stylu naszego "tu byłem") oraz wyznawania uczuć (coś jak A+M=WM).
 





Nieznanym u nas owocem jest cedro czyli cedrat albo cytron. Wygląda jak wielka, pomarszczona cytryna. W smaku jest od niej mniej kwaśny, raczej gorzki. Ma bardzo grubą skórkę doskonałą do kandyzowania i w zasadzie w takiej formie spotyka się go najczęściej.


No i wreszcie owoc, który miał być głównym bohaterem tego posta: limone, czyli dobrze nam znana, poczciwa cytrynka.


Ja takie chcę do mojego ogródka!

Sycylijskie cytryny pachną tak, że aż miałoby się ochotę je ugryźć. Nie mogłam się oprzeć i próbowałam zabrać do domu jakieś dwa kilogramy cytryn zebranych prosto z drzewa. Niestety nie przetrwały ważenia bagażu i z większością z nich musiałam się pożegnać. Zdecydowanie nie lubię latać samolotami! Jak już pojedziemy tą ciężarówką po ceramikę, to ja zamawiam specjalne miejsce na cytryny. 

Limoncello, mandarinello, arancello, crema di pistacchi, crema di mandorla i inne cuda

Udało mi się dowieźć do domu całe trzy dorodne sztuki. Uparłam się, bo miałam w planie próbę samodzielnego zrobienia limoncello. We Włoszech często spotykałam się z tym pysznym likierem, robionym w domu przez właścicieli restauracji i trattorii. Doszłam więc do wniosku, że skoro jest tak pospolite, to zrobienie go nie może być trudne. Okazało się, że najtrudniejszym krokiem jest zdobycie odpowiednich (czyli nie pryskanych, pachnących) cytryn. Ale o tym napisze już w kolejnym poście, bo znowu zrobiło się baaaaardzo późno.



10 komentarzy:

  1. Zapachniało pięknie. No rzeczywiście szkoda ,że tych aromatów nie zamykają we flaszeczkach chociaż ja zadawałam się miodem z kwiatów pomarańczy. Jak już tą ciężarówką pojedziesz , to kącik na miodek też zostaw . Nie miałam przyjemności kosztować prawdziwych sycylijskich cytrusów prosto z drzewa ale próbowałam innych cytrusów prosto z drzewa i wiem o co chodzi. To tak jak zjeść jabłko prosto z drzewa albo z chłodni. Ciekawa jestem czy te cutrusy , które wiszą teraz na drzewkach jeszcze się nadają do spożycia. jakoś nigdy nie wpadłam na to żeby poszabrować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takiego miodu nie próbowałam, ależ musi być aromatyczny... Niniejszym miodek dodany do listy. Cytryny prosto z drzewa są teraz pyszne, ale pomarańcze nie bardzo.

      Usuń
  2. Smakowicie owocowo się zrobiło, choć zielona bułeczka aż nienaturalnie wygląda, bo gdybym taką u nas spotkała, od razu chemii bym się w niej doszukiwała.
    To w tej ciężarówce takie drzewko cytrynkowe się zmieści dla mnie, może być nawet ciut mniejsze.
    Aga, następnym razem wszystkie ubrania na siebie załóż:-)), to zdobycze się zmieszczą.
    Szczęściara ze mnie, że z tych trzech cytrynek coś mi się dostało:-))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zobaczyłam tą bułeczkę też byłam pełna obaw, ale mogę poświadczyć, że smakowała pistacjowo i miała sporo kawałków orzeszków w środku. Cytrynkowe drzewko wciśniemy, to znaczy dwa, bo ja też chcę. Albo od razu pięć, bo na pewno będą chętni.
      No i teraz możesz na własne oczy zobaczyć jak majstrowałam to wysokoprocentowe cudo.

      Usuń
  3. Translated to your whole post through Google translator! It was very interesting! I have a lemon tree and I am very surprised that both blooms and fruit there last year.Thank you for the wonderful pictures, great market, fabulous trees! Imagine what scents are worn on the streets!
    I love pistachios and I would definitely buy if I go to Sicily!
    Almond milk you can do you in Poland.
    I see in the bowl and my favorite tomato-Romano

    Almond milk you can do you in Poland.
    I see in the bowl and my favorite tomato-Romano
    My sister went to Greece and brought me some fruit Pipal. In Greece it is called Spanish medlar-sided work!

    Thank you for the great tour!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bety, I am curious if your lemon tree grows in the garden or in a pot. I saw some lemon trees with flowers and fruits in garden markets here in Poland, but I don't think I would be able to take care of it properly in the winter.
      I am happy you are travelling with me :) and I promise more...

      Usuń
    2. In a large pot, which until late autumn in the garden, and in winter in the basement with natural light.

      Usuń
    3. Wow, so maybe one day I will try.

      Usuń
  4. Jeszcze kilka chętnych i można spokojnie tę ciężarówkę wynająć. Ja się piszę i na cytryny i na miodek i na drzewko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba całą flotę ciężarówek, bo jedną już dawno załadowałyśmy :)

      Usuń