poniedziałek, 31 marca 2014

Trwaj chwilo, czyli pierwsza taka wiosna

Aż trudno uwierzyć ile w życiu zabieganej pracoholiczki żyjącej w środku miasta może zmienić jeden mały ogródek. Był taki czas w moim życiu, kiedy dzień uciekał za dniem, a wszystkie były do siebie podobne. Upływ pór roku kojarzył mi się głównie z tym, czy po powrocie z pracy jest już ciemno, czy jeszcze jasno oraz z tym, czy z pudła głęboko schowanego w szafie wyciągam grube swetry czy zwiewne letnie sukienki. Kochałam upał i palące słońce, a deszcz był zawsze posłańcem złych wiadomości. Oczywiście, że zawsze potrzebowałam kontaktu z naturą, ale był on raczej czymś odświętnym, weekendowym, wakacyjnym... 

To pierwsza taka wiosna, kiedy mam swój ogródek. Nie przypuszczałam nawet ile radości może sprawiać obserwowanie jak wszystko z dnia na dzień się w nim zmienia, jak rośnie codziennie o kilka-kilkanaście milimetrów, a później coraz szybciej i szybciej. Nigdy nie przypuszczałam, że z takim utęsknieniem będę czekać na deszcz i tak bardzo się cieszyć, kiedy po dłuższej przerwie wreszcie spadnie. 

Ogród przywraca człowieka tam, skąd pochodzi. Uświadamia, jak bardzo wszystko jest ze sobą powiązane i prędzej czy później wraca do Ziemi. Boleśnie uwiadamia upływ czasu i to, że każda chwila jest tą jedyną, nigdy więcej się nie powtórzy i trzeba właśnie teraz z niej skorzystać. Szafirowe irysy dały mi tyle radości, dziś pozostało po nich tylko wspomnienie. Tulipany jeszcze są zwinięte w kłębek, ale za chwilę zakwitną, by szybko dać o sobie zapomnieć. Ale przez cały rok jest na coś czas i miejsce. Trzeba się tylko zatrzymać, zauważyć i zamyślić się...

Zamyśliłam się dzisiaj... Ciesze się... Wracam do siebie...



A w ogródeczku moim krakowskim dużo się dzieje. Zrobiło się kolorowo. Wiem, że to zabrzmi nieskromnie, ale naprawdę nigdy jeszcze nie widziałam takich pięknych i takich ogromnych krokusów.  A może nigdy nie przyglądałam im się z bliska.











Cebulice syberyjskie wyglądają uroczo, ale trudno zrobić im porządne zdjęcie, bo cały czas ruszają się na wietrze.





Śledzę sobie hiacynty dzień po dniu. W domu ich zapach jest dla mnie zbyt intensywny, ale bardzo miło będzie je widzieć za oknem.








Żonkile wprowadzają wielkanocny klimat. W końcu to tylko... o rety, to naprawdę już tylko trzy tygodnie. Czas pomyśleć o świątecznych dekoracjach i przypomnieć sobie trochę polskiej ortografii (żonkile, rzeżucha i żurek).  Ciekawe, że im jestem starsza, tym większą przewagę ma dla mnie Wielkanoc nad Bożym Narodzeniem. A tak przy okazji, czy ktoś wie kiedy posiać rzeżuchę, żeby była w sam raz na Wielkanoc?






Szafirki jeszcze nie pokazały wszystkich możliwości, ale już niedługo...





Światu objawiają się też powoli szachownice.



A przy okazji cudnego weekendu trochę prezentów dostałam. Stokrotki są od mamy, która ciągle nie może uwierzyć w to moje "ogródkowanie".



Prezent od pani Zosi, której poskarżyłam się, że fiołki posiałam, ale ślad po nich zaginął. Przyjechały prosto z działki i przeprowadzka zupełnie nie zrobiła na nich wrażenia.





Aż się chce zaśpiewać "kwiatki, bratki i stokrotki", bo bratki też sobie sprawiłam. Jeszcze troszkę trzeba będzie poczekać na efekt.




Niektórzy mówią "Znudzi ci się". Nawet jeśli, jakie to ma dziś znaczenie? Póki co "trwaj chwilo, jesteś piękna".




środa, 26 marca 2014

Portki w Hamburgu

Zupełnym przypadkiem znalazłam się we wrześniu na ogromnej wystawie ogrodniczej w Hamburgu. Dopiero później, już po powrocie do Polski, wyczytałam, że to jedna z ważniejszych tego typu imprez w Europie. 

Siedzieliśmy sobie z moim lubym u jego siostry, która od wielu lat mieszka w Hamburgu i zastanawialiśmy się co tu robić w ponury, pochmurny, jesienny dzień. I jakoś tak wyszło, że znaleźliśmy się na wystawie na wyspie Wilhelmsburg. Nie udało mi się całej wystawy zobaczyć i nie mam z niej zbyt wielu zdjęć, bo pogoda była wyjątkowo paskudna, a luby wraz z siostrzeńcem szybko się zniechęcili (no bo kwiatki to takie babskie zajęcie). 

Najbardziej w pamięci utkwiły mi portki (których zdjęcie niniejszym dedykuję Maszce), rośliny owadożerne, kompozycje z rojników i rozchodników oraz morze dalii.

























Ogrodnictwo jest w modzie


Niemcy w ogóle są niesamowici jeśli chodzi o kwiaty i ogrodnictwo. W niektórych miejscach (w szczególności w Bawarii) budynki i ulice wręcz toną w kwiatach. Często mieliśmy okazję się nimi zachwycać w czasie naszej trzytygodniowej wyprawy objazdowej po tym pięknym kraju. Żałuję, że nie pomyślałam o tym, żeby staranniej te cuda uwiecznić, ale kilka z nich na szczęście się zachowało.


Nie mogę przeżałować, że żaden z panów nie zabrał się z nami w dalszą podróż


Nawet w ulewie wyglądało to bajkowo



W niektórych miasteczkach nie ma ani jednego domu bez kwiatów


Dlaczego w naszych miastach nikt tego nie robi?


Sympatyczne zwierzątko domowe. Chętnie bym przygarnęła.






Odpoczynek pod największymi różanecznikami świata


Czy ktoś jeszcze uważa, że ma ładny trawnik?