poniedziałek, 24 listopada 2014

Klub Pożądanego Nasionka 2014

Ruszyła coroczna wymiana nasion na forum Na Ogrodowej. To wspaniała okazja, aby zrobić pożytek z nadmiaru nasion zebranych w tym roku w ogrodzie oraz aby zaopatrzyć się w nasiona bardzo wyjątkowych roślin. Historia zna liczne dowody na to, że rośliny z nasion podarowanych lub wymienionych rosną najpiękniej :)




A oto moja propozycja na tegoroczną wymianę:

 
Malwa x 3


Jeżówka x 3

Powój x 1

Tytoń ozdobny x 3

Aksamitka x 4 (na zdjęciu oczywiście w towarzystwie nagietków)





Kolendra x 3 (nie udało mi się znaleźć zdjęcia)







Można się po nie zgłaszać tutaj.  Zapraszam.




piątek, 14 listopada 2014

Jedynie jesień

Gdybym miała duży ogród, na pewno znalazłoby się w nim miejsce dla królowej jesieni. Mam wrażenie, że od czasu kiedy bawimy się w Halloween również w Polsce, dynia stale zyskuje na popularności. Ja też jestem pod ogromnym urokiem jej niezliczonych form i kolorów. Na szczęście co roku udaje mi się zaopatrzyć u teściowej w stosowną kolekcję, która jest niezastąpioną ozdobą jesiennej kuchni.





O tej porze roku dynie pojawiają się niemal wszędzie i widać, że zapotrzebowanie na nie stale rośnie. Powstają też miejsca, które specjalizują się w ich hodowli.  Na jesiennej edycji krakowskiego festiwalu Najedzeni Fest miałam okazję zobaczyć efekty pracy farmy JEdynie, która ma w swojej ofercie ponad 90 gatunków dyni ozdobnych i jadalnych. Aż trudno mi było uwierzyć w to, co zobaczyłam. Nie wiem, czy wystawili wszystkie 90 rodzajów, ale efekt był niesamowity. Tak mnie wciągnęło czytanie opisów i podziwianie różnorodnych wzorów, kolorów, kształtów i faktur, że nie zrobiłam ani jednego zdjęcia. 

Na osłodę znalazłam zdjęcia zrobione niedaleko Bazylei, po niemieckiej stronie.







A dla zabawy kilka przykładów halloweenowych dekoracji w niemieckim parku rozrywki.








Skoro już mowa o dyni, nie mogę nie wspomnieć o cudownej, pysznej i rozgrzewającej zupie dyniowej. Trudno podać tu jakiś przepis, bo za każdym razem robię ją trochę inaczej. Stałym składnikiem jest dynia z imbirem, zmiksowana z bulionem i mleczkiem kokosowym. Dynia powinna być wcześniej upieczona (najchętniej) lub usmażona (ewentualnie), z dodatkiem szalotki, czosnku, chili, można też pokusić się o curry, przyprawy korzenne i sok pomarańczowy - oczywiście nie wszystko naraz. Przyprawiamy zależnie od fantazji, preferencji i nastroju. A do tego prażone płatki migdałów lub pestki dyni.



Jesień ma swoje prawa, a jednym z nich jest gwałtownie przybywająca ilość pracy i sprzątania w ogródku. W poniedziałek udało mi się wreszcie dokończyć sadzenie kwiatów cebulowych. A ponieważ zabrakło mi miejsca na część tulipanów, trawnik znowu został troszeczkę uszczuplony. Na śmietnik (serce mi się kraje, że nie na kompost) powędrowały powojniki, sporo gałązek róży pnącej (wiem, że raczej nie powinno się jej przycinać, ale mimo to mam zamiar nieco ją okiełznać), resztki kwiatów jednorocznych i dalii, pędy malin, uschnięte liście i łodygi bylin, bakłażany, surfinie... 

Trochę pustawo się zrobiło, więc pokusiłam się o trochę jesiennych kwiatów. Wybrałam ogromne cyklameny i słoneczną chryzantemkę z wrzosami. Natomiast niewielki cyklamen, który w zeszłym roku kupiłam na Boże Narodzenie, do czerwca kwitł sobie radośnie w cieniu na tarasie. Potem go niechcący przesuszyłam i stracił niemal wszystkie liście. Ostatnio liści zaczęło mu bardzo szybko przybywać i pojawiły się pączki. Jak się zrobi jeszcze chłodniej wezmę go do domu i zobaczymy co się stanie.



A tak przy okazji myślę sobie, że przepiękną mamy jesień tego roku. Przyszła bardzo wcześnie, ale rozpieściła nas ciepłem i kolorami. Oby tak dalej, czego sobie i Wam serdecznie życzę.

środa, 5 listopada 2014

Dziwne rzeczy dzieją się w Krakowie, czyli halny w pełni

Obudziłam się dziś o czwartej rano, z potwornym bólem głowy. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że jestem raczej typem sowy niż skowronka i w moim przypadku już sam fakt pobudki o takiej godzinie jest mocno podejrzany. Od razu więc wiadomo było, że coś się święci. Po dwóch godzinach bezskutecznych prób ponownego zaśnięcia sięgnęłam po telefon, sprawdziłam wiadomości i wszystko stało się jasne: wieje halny, a do tego jutro pełnia księżyca. Czyli wielka kumulacja. 

O tatrzańskim halnym słyszał każdy, ale pewnie nie wszyscy wiedzą, że kiedy w górach wieje halny, w Krakowie dzieją się dziwne rzeczy. Pogotowie zmaga się z większą niż zwykle liczbą zawałów, szpitale przyjmują więcej porodów, urzędy odnotowują ponadprzeciętną ilość niezwykłych zgłoszeń, a policja dziwnych historii. Do tego krakowianie, krakusi i krakowiacy (to podobno trzy różne grupy mieszkańców grodu Kraka) uskarżają się na skoki ciśnienia, bóle głowy, kołatanie serca, problemy ze snem, rozdrażnienie, nie mówiąc już o tym, że halny wzmaga agresję, pogłębia depresję i przyczynia się do samobójstw. Słowem: same nieszczęścia. 

Sprawa jest zbadana i potwierdzona naukowo, a wszystko to wina gwałtownych zmian ciśnienia i temperatury. Halny ma jednak jedną zaletę nie do przecenienia o tej porze roku - przynosi cudowną pogodę i temperaturę dochodzącą do 20 stopni. I taki właśnie piękny, chciałoby się powiedzieć "letni", dzień przyniósł dzisiaj nad Kraków. Nie mogłam się pohamować w zachwytach patrząc na błękitne niebo bez jednej chmurki i mogąc przez chwilkę wygrzać się w słońcu. Ból głowy to niezbyt wygórowana cena za takie słoneczko w listopadzie. 

Pogoda rozpieszcza nas zresztą od kilku dni. Zaduszki były tak ciepłe, że nie wystarczyły nam wizyty na kilku cmentarzach i wybraliśmy się jeszcze na spacer na Wawel. Okazało się, że skąpany w słońcu dziedziniec ciągle mieni się kolorami ostatnich kwitnących w tym roku kwiatów.



 


















Po długim sezonie chorobowym wreszcie zabrałam się za jesienne porządki w ogródku. Udało mi się wsadzić większość cebulek. Tym razem gwiazdami wiosny powinny być niebieskie tulipany i ogromne czosnkowe kule.  Zobaczymy co z tego będzie. Lewkonie, które w zeszłym roku do grudnia obsypane były kwiatami, w tym roku się nie udały. W zeszłym roku siałam je prosto do gruntu, w tym robiłam rozsadę, chuchałam i dmuchałam i nic z tego nie wyszło. Z jakiegoś powodu zakwitła tylko jedna, więc się ich pozbyłam. Palmę pierwszeństwa przejął za to anemon. Jeden jedyny, który został w skrzynce, bo martwiąc się, że przymrozki zrobią im krzywdę prawie wszystkie wykopałam. I to był błąd. Anemon-cudo nie tylko nic sobie nie robi z przymrozków, ale nadal kwitnie jak zaczarowany. Non stop od kilku miesięcy.


Tak wyglądał dzisiaj

Zanim przymrozki narobiły spustoszenia (czyli zmusiły mnie do pożegnania z daliami), w ogródku pojawiło się kilka miłych i zaskakujących niespodzianek.


Na przełomie października i listopada na kobei nagle pojawiły się trzy fioletowe kwiaty. Jak to możliwe, skoro przez całe lato była biała?
 
Heliotropy, które przez całe lato nie mogły się pozbierać, nagle zaczęły kwitnąć. Szkoda, że kilka dni później przyszły pierwsze przymrozki.


Złocień maruna od Margaretki też po długim wahaniu nagle postanowił zakwitnąć. Przymrozki mu niestraszne.

Sklepowe fuksje już dawno pożarły mączliki, ale ta od Margaretki nadal trzyma się świetnie i zdrowo.


Miałam na tarasie kilka truskawek w doniczkach. Po jednej z nich została pamiątka i tak sobie rośnie od kilkunastu tygodni.



A na koniec lecznicza gorczyca, dzięki której  warzywnikowe kwaterki nie przypominają już tak bardzo - cytując Magdę ;) - "mogił pod płotem". Luby miał ochotę zrobić hecę na Halloween i włożyć tam jakiś kawałek ręki  à la zombi, ale z troski o słabe serca sąsiadów, aby oszczędzić im zawału, stanowczo zaprotestowałam.