niedziela, 20 sierpnia 2017

Plony, kwiaty i nowi mieszkańcy ogródka

Pada, jak cudownie, że wreszcie pada. Pewnie nie raz już pisałam, że od kiedy jestem ogrodniczką lubię deszcz, zwłaszcza kiedy przychodzi po fali upałów. A te nieźle ostatnio dały mi w kość i chyba jeszcze nigdy nie spędziłam tyle wieczorów pod rząd podlewając ogródek. Upalne lato sprawiło, że znowu sukcesem okazała się hodowla pomidorów. Czytając o klęskach i grzybowych pogromach w innych częściach Polski, zaczynam dochodzić do wniosku, że krakowski klimat jest dla pomidorów całkiem niezły. U mnie pojawił się tylko jeden problem, na jednej konkretnej odmianie wyhodowanej z włoskich nasion. San Marzano w donicy na tarasie aż uginały się od owoców, ale niestety coś je zaatakowało i jeszcze zielone owoce zaczęły się psuć od dołu. Oberwałam  wszystkie, na których pokazały się te objawy i czekam co się stanie z pozostałymi. Na szczęście San Marzano w gruncie są zdrowe i pierwsze zbiory mam już za sobą. Pomidorki koktajlowe zbieram niemal codziennie garściami, a Balconi red mogę ogłosić rośliną idealną dla miejskich ogrodników.


Plon niesiemy, plon :)

Resztki pomidorków Balconi Red

Pomidor San Marzano w donicy na tarasie

Chorujący pomidor San Marzano

Pomidor San Marzano w gruncie


Nawet jeśli zostawimy sadzonki pomidorów na pastwę losu, w za ciasnych doniczkach i tak możemy doczekać się owoców


Papryczki wreszcie zaczynają nabierać kolorów. Co prawda sadziłam tylko chilli i zielone jalapeno, ale wyrosło mi też coś, co na razie jest pomarańczowe i znacznie większe niż cała reszta.  Znalazłam w sieci pomarańczowe jalapeno, może więc zabłąkało się do mnie takie nasionko.


Chilli


Jalapeno

Pomarańczowe jalapeno?

Cukinie się rozkręciły, jedna nawet wylazła z podwyższonej grządki i rośnie jak na drożdżach. Zbieram sobie po dwie albo trzy cukinie w tygodniu i w zupełności mi to wystarcza. Ogórków mam niewiele, ale za to są przepyszne - delikatne i orzeźwiające. W przyszłym roku posieję więcej.






Zebrałam już wszystkie cucamelony (można zjeść, choć na razie nie jestem fanką limonkowych ogórków) i coś o czym długo myślałam, że to pepino, ale po pochwaleniu się tym sukcesem na Facebooku zostałam wyprowadzona z błędu przez znajomą blogerkę. Roślinkę wyhodowałam z włoskich nasion i nie doczytałam, co jest na etykietce. Okazało się, że to melon lub ogórek (smakuje jak ich mieszanka) o nazwie Pepino. Tak czy inaczej był smaczny i świetny na upał.


Jedna roślina, wiele imion: cucamelon, mysi melon, ogórek meksykański (Melothria scabra)

Melon lub ogórek Pepino (Cucumis adzhur)

Melon lub ogórek Pepino (Cucumis adzhur)


Powoli dojrzewają melony Melba. Ponieważ noce są już chłodne przeniosłam je razem ze szklarenką do domu. Strasznie dużo zachodu z tymi owocami egzotycznymi, jeśli się nie ma szklarni, ale jak widać nie jest to niemożliwe. Można się pobawić nawet na balkonie w bloku. 


Melon Melba

Melon Melba

Na rabacie bylinowej zrobiło się trochę ponuro. Większość kwiatów przekwitła, zostały tylko jeżówki, budleja, ostatnie floksy (te, którym zafundowałam cięcie "Chelsea chop", o czym pisałam w poprzednim poście)  i przekwitające słoneczniki. Za to w donicy pod kalinką rozrósł się tytoń ozdobny, którego zapach umila nasze wieczory na tarasie. W tej samej donicy rośnie też werbena patagońska. Pod donicą, na tarasowej kostce kwitną żółte maczki kalifornijskie, które wysiały się tam z zeszłorocznej łączki kwiatowej. Koloru dodają też wciśnięte w kąt tarasu cynie karłowe. Trochę się duszą w płaskiej, ceramicznej donicy, ale przy regularnym podlewaniu  udaje mi się utrzymać je w formie.    










Upalna pogoda skłoniła mnie do udekorowania tarasowych donic szklanymi kulami na wodę. Kupiłam je dawno temu, ale jakoś do niczego mi nie pasowały. W końcu o nich zapomniałam. Dopiero przy niedawnym sprzątaniu szafy, bezcenna biżuteria ogrodowa ujrzała światło dzienne. Moim zdaniem efekt jest spektakularny. Kule najfajniej wyglądają, kiedy woda jest zasysana do ziemi i w środku widać bulgotanie.






Cudownie kwitną w tym roku ketmie syryjskie czyli hibiskusy. Ostatnio zauważam ich coraz więcej w Krakowie. Niektóre mają pokaźne rozmiary, więc chyba jest im u nas dobrze. Moje bardzo urosły. Nie okrywam ich na zimę, a biały był nawet w zeszłym roku przesadzany (mimo sporych już rozmiarów). Wygląda na to, że to znacznie silniejsze rośliny niż się wydaje. 


Ketmia syryjska czyli hibiscus syriacus



Ketmia syryjska czyli hibiscus syriacus


Powolutku do ogródka zagląda jesień. Na astrach i rozchodnikach pojawiły się pączki, kwitną pierwsze dalie i zawilce japońskie, a winobluszcz zaczyna się przebarwiać.
















Wspominałam, że konieczne będą przeróbki od strony ulicy. Teraz możecie zobaczyć dlaczego. Hortensje ogrodowe potrafią być cudowne (tak jak w zeszłym roku), ale jeśli przemarzną wyglądają naprawdę smutno. Planuje się za to zabrać we wrześniu, ale ciągle jeszcze nie wiem jak przeorganizować ta przestrzeń. Wiem tylko, że nie usunę całkiem trawnika, bo tam trawa jest najładniejsza. Luby chciałby wcisnąć klon palmowy,  a ja hortensje kwitnące na tegorocznych pąkach, żeby nadrabiały kiedy ogrodowe zmarzną.  Niemożliwe? To się okaże :)








 
Rzadko pokazuje wam moje kwiaty doniczkowe, bo zazwyczaj nie są zbyt udane. Nie mam do nich ręki, nie kręcą mnie aż tak, jak reszta ogródka i chyba najzwyczajniej w świecie do tej pory wybierałam niewłaściwe rośliny. 
Na parapecie przy tarasie wypróbowałam już lobelie (piękne, ale krótko), moje ukochane fuksje (mączlik nie dał się pokonać) i pelargonie (słabo kwitły, bo za mało światła). Po obiecującym dwuletnim eksperymencie w małej doniczce zdecydowałam się na skalniaczek - niekłopotliwy i ładny cały rok, nawet w zimie.


W tym roku z doniczkowymi poszło mi trochę lepiej niż zwykle i odkryłam kilka roślin, które będę chciała posadzić również w przyszłym roku. Werbeny kupiłam jako podsuszone maleństwa w markecie. Chwilkę im zajęło zanim się rozrosły, ale jak już zaczęły kwitnąc, to bez końca. No i te kolorki...







Bardzo lubię surfinie i petunie (wreszcie zrozumiałam czym się różnią), ale w ostatnich latach trochę się do nich zniechęciłam. Słabo mi kwitły, bo nie nadążałam z podlewaniem, nawożeniem i obrywaniem suchych kwiatów. W tym roku więc z nich zrezygnowałam. Tymczasem okazało się, że firma Plantpol, co prawda ze sporym opóźnieniem, ale jednak wysłała blogerom obiecane na Gardenii rośliny do testowania (pisałam o tym tutaj). Rośliny dotarły do mnie w połowie czerwca, kiedy miałam już wszystko rozplanowane i ogarnięte, więc dla połowy z nich zabrakło miejsca w moim ogrodzie. W związku z tym przepiękne czerwone begonie i hibiskusa o podobnym kolorze oddałam mamie sąsiada, a dla siebie zostawiłam dwie petunie kaskadowe Supertunia Vista Silverberry i trawę pennisetum Vertigo. Trawa trochę się połamała w transporcie, więc musiałam ją przyciąć. Zdążyła jednak odrosnąć i robi się coraz ładniejsza. Petunie upchnęłam w małej skrzynce, która gdzieś tam mi została i tak sobie rosły, rosły, rosły... aż mnie zaskoczyły. Bez codziennego podlewania (w zasadzie tylko przy upałach), bez regularnego nawożenia (tylko trochę nawozu długo działającego przy sadzeniu) i obrywania przekwitniętych kwiatów (do tej pory tylko dwa razy) roślina jest zachwycająca. Będę chciała takie supertunie na przyszły rok.  






Kolejną gwiazdą doniczkową jest dla mnie wilczomlecz. Świetny do podsadzania innych roślin. Kwitnie non stop od czerwca, kiedy go kupiłam. Murowany kandydat na przyszły rok.





A na koniec (o rety, jaki ten post się zrobił długi, mam nadzieję, że zdołaliście dobrnąć aż tutaj) chciałabym się wam pochwalić nowymi mieszkańcami mojego ogródka. Tego lata miałam wreszcie okazję na własne oczy zobaczyć jak pszczoły murarki wykorzystują domek dla owadów. W sumie może to była jedna jedyna murarka, bo zalepionych dziurek nie jest zbyt wiele, ale nieważne. Podglądanie murarki było prawdziwą frajdą. 
Natomiast nasza kotka po raz pierwszy w życiu miał szansę urządzić sobie prawdziwe polowanie. Zanim się zorientowałam przygoniła nam na taras takie oto maleństwo.



Biorąc pod uwagę kształt pyszczka i rozmiar (znacznie mniejszy niż mysz) wydaje mi się, że może to być ryjówka. W każdym razie zupełnie nie przypomina myszy. Zwierzątko zostało ocalone i (o ile nie dopadł go któryś z osiedlowych kotów) zapewne dalej buszuje sobie w okolicy. Dobrą wiadomością jest też obecność na osiedlu jeża. Spotkaliśmy go niedawno koło ogródka sąsiada. Jest życie w mieście :) 


***

PS. Myślę ostatnio nad zmianą nazwy bloga, bo wydaje mi się, że nie odzwierciedla ona tego, o czym piszę. Mam pewien pomysł, ale chciałabym jeszcze was podpytać, co o tym sądzicie i z czym wam się kojarzy mój blog? Z góry dziękuję za wszelkie podpowiedzi.