poniedziałek, 2 października 2017

Nic dwa razy sie nie zdarza.

Pamiętam czasy, kiedy dni, tygodnie i miesiące zlewały mi się w jedną całość. W miejskim pejzażu niewiele się zmieniało, kwiecień nie różnił się jakoś szczególnie od maja, a wrzesień od października. Miałam wrażenie, że czas pędzi jak szalony i przecieka mi przez palce, a ja z niczym nie mogę nadążyć. Przepracowana i przemęczona, szukałam sposobu na to, żeby jakoś ten szalony pęd powstrzymać. W dniu, w którym weszłam do własnego ogrodu, czas zaczął płynąć inaczej.

Wrzesień

Wrzesień

Nigdy nie marzyłam o ogrodzie bezobsługowym. Od początku chciałam się w nim zmęczyć i stale mieć coś do roboty, ale wkurzało mnie to, że ciągle popełniam błędy i stale coś trzeba przerabiać, albo przesadzać. Południowa strona, okazała się przez pół roku najbardziej zacienioną częścią ogrodu, zbyt wysokie rośliny sadziłam z przodu i wszystko zasłaniały, lubiące słońce nie kwitły, bo akurat w tym rogu było go za mało, miała być mieszanka niebieskich, a są białe, miały się ładnie komponować, a wzajemnie się podusiły... Chyba najczęściej powtarzanym przeze mnie zdaniem było "Gdybym teraz zakładała ogród, zaplanowałabym go zupełnie inaczej". 


Sierpień
w
Najbardziej doskwierało mi to, że mam za mało miejsca i nie mogę ot tak posadzić tego, na co przyjdzie mi ochota. W każdym miesiącu odkrywałam coś, co akurat było atrakcyjne i wiele z tych znalezisk wracało ze mną do domu. Robiłam dokładnie to, co wielu profesjonalistów próbuje wyplenić u ogrodników amatorów - zestawiałam niewielkie ilości, dużej ilości gatunków, mieszałam je, kombinowałam, przesadzałam z miejsca na miejsce. Ograniczona przestrzeń zmusiła mnie do intensywnej nauki i bardzo uważnej obserwacji, korygowania błędów i szukania optymalnych rozwiązań.

Lipiec

Lipiec

Dzisiaj to, że ogród powstawał (i nadal powstaje) stopniowo, bez planu, metodą prób i błędów, uważam bardziej za zaletę niż wadę całego przedsięwzięcia. Nigdy bym się tyle nie nauczyła i nie dowiedziała, gdyby od początku istniał dobry plan. W efekcie tych niekończących się ogrodniczych eksperymentów powstała przestrzeń, w której cały czas coś się dzieje i niemal codziennie coś się zmienia. Każdego ranka, przed wyjściem do pracy, wychodzę na chwilę do ogródka, na kilka, czasami kilkanaście minut, które pozwalają wziąć głęboki oddech i złapać właściwą perspektywę. I nie mogę się nadziwić, że za każdym razem, codziennie, bez wyjątku, dostrzegam coś, czego dzień wcześniej nie było, albo wyglądało zupełnie inaczej.

Czerwiec

Czerwiec 2016

Nic dwa razy się nie zdarza, a w tym ogrodzie nie ma dwóch takich samych poranków. Nauczyłam się widzieć kwiaty, które kwitną tylko jeden dzień i owady, które wcześniej dla mnie nie istniały. Dostrzegłam zmieniające się wraz z czasem, pogodą i porą dnia kolory. Poznałam setki ogrodniczych sekretów i dowiedziałam się, że są tysiące takich, których pewnie nigdy nie poznam.

Koniec maja

Połowa maja

Mam ogromną satysfakcję z tego, że udało mi się zestawić rośliny na rabacie  tak, że w każdym miesiącu, a w sumie nawet w każdym tygodniu, wygląda ona inaczej. Rośliny przenikają się, pojawiają i znikają, a pszczoły i inne zapylacze od marca do przymrozków mogą coś u mnie znaleźć.

Koniec kwietnia

Kwiecień

Kwiecień

Tak sobie myślę, że to moje ciągle zmieniające się pomieszanie z poplątaniem jest jakąś cegiełką w batalii o bioróżnorodność i inwestycją w zdrowie ogrodu. Niestraszne mu poskrzypki liliowe, bukszpanowe ćmy i inni przybysze. Jak coś mi zeżre różę, to odwrócę wzrok w stronę ostróżki. Jak mączniak mi zmasakruje pysznogłówkę, to się będę cieszyć floksami, Jak rdza mi zamorduje malwę, to będę mieć liatrę na pocieszenie. 

Marzec

I nawet zimą nie jest źle, o ile tylko nie pospieszę się za bardzo ze sprzątaniem i zostawię przekwitnięte byliny na pastwę mrozu i śniegu. Wtedy czasami naprawdę jest na co popatrzeć i przy okazji trochę małego ogrodowego życia ma się gdzie schować.  

Zima :)

Niedawno dotarło też do mnie, że jest coś, co mojemu mini ogródkowi wychodzi zdecydowanie na plus. Jestem w stanie go ogarnąć. A za cenę tej drobnej niedogodności, którą jest "chusteczkowy" rozmiar, mogę sobie robić małe Keukenhof na wiosnę, bo nornice nie mają szans z garażem podziemnym.

Dziś nie wyobrażam sobie, żeby ktoś przyszedł, zaprojektował i po prostu wykonał dla mnie ogród, który byłby skończoną całością. Tworzenie go i przekształcanie ciągle na nowo jest jedną z najciekawszych przygód, jakie mi się przydarzyły. Przez pięć lat, ten maleńki kawałek ziemi ciągle się zmieniał, a wraz z nim zmieniłam się ja. I myślę, że tak już nam zostanie.


***

Zmiany, zmiany, zmiany... Od kilku tygodni możecie zobaczyć mój ogród na bieżąco na Instagramie. Znajdziecie tam nie tylko zdjęcia, ale także krótkie filmiki. Szukajcie profilu 'wolniej_tu_i_teraz'.
 
***

Post został zainspirowany akcją ogłoszoną na Forum Promotorów Ogrodnictwa. FPO jest nową platformą współpracy dla wszystkich, którzy angażują się w promocję ogrodnictwa, zarówno publikując treści w internecie (blogerzy, vlogerzy, administratorzy stron i grup na Facebooku, właściciele instagramowych profili o tematyce ogrodniczej itp. itd.), jak i poprzez działania w lokalnych społecznościach. To jest miejsce dla wszystkich, którym ogrodnictwo leży na sercu. 

Zaczynamy od tematu zmienności w ogrodzie. Poniżej będę się z wami dzielić linkami do postów innych uczestników tej akcji:

1. Wera - Miejski ogrodnik
2. Magda - Pracownia w dolinie 
3. Iza - Ogród Tamaryszka 
4. Andrzej - Zimozielony ogród
5. Leonarda - U Leonardy