środa, 28 maja 2014

Pod czujnym okiem Hefajstosa czyli wulkany i wulkaniki

Od kilku dni coś mało śpię, a potem przez cały dzień chodzę nieprzytomna. Ciekawe czy to efekt kaprysów pogodowych, powrotu do rzeczywistości po urlopie, czy może raczej nocnego śledzenia nowinek na Waszych blogach. Zdecydowanie przydałby się zastrzyk energii. 

Kiedy kilka lat temu wróciłam z mojej pierwszej wyprawy na Sycylię, przywiozłam sobie pocztówki ze zdjęciami spływającej z Etny lawy. Wtedy jeszcze miałam w sobie tyle samozaparcia, żeby się na szczyt Etny wspiąć na własnych nogach. Pocztówki wisiały sobie później nad moim biurkiem w pracy i dodawały mi energii, kiedy była taka potrzeba. Czasy się zmieniły, pocztówki musiały zniknąć, ale moje zamiłowanie do wulkanów pozostało.

Sycylia jest wymarzonym miejscem dla poszukiwaczy wulkanicznych wrażeń, bo aż trzy znajdujące się na niej wulkany są aktywne (Etna, Stromboli i Vulcano). Wybierając się tam zamierzałam spełnić moje wielkie marzenie - popłynąć na Stromboli i zobaczyć na własne oczy pióropusze lawy na nocnym niebie. Dwa dni naszej wyprawy zaplanowaliśmy więc na Wyspach Liparyjskich zwanych też Eolskimi, gdzie z Lipari codziennie wypływają stateczki na Stromboli. Nie będę się zagłębiać w przyczyny, zbiegi okoliczności i skomplikowaną filozofię włoskiej pracy. Wszystko poskładało się tak, że w dniach, w którym tam byliśmy, żadna z pięciu pływających miedzy wyspami firm nie odbyła rejsu na Stromboli. 

Widocznie będę tam musiała jeszcze wrócić, a tymczasem musielismy zmienić plany i wybralismy sie na wyspę Vulcano. Przez starożytnych uważana była ona za siedzibę boga ognia Hefajstosa/Wulkana i Cyklopów (a także boga wiatrów Eola) i muszę przyznać, że kiedy już się tam wyląduje, a zwłaszcza kiedy się dotrze do krateru, trudno oprzeć się przekonaniu, że mieli rację.



Zanim dopłyniemy do wyspy, już z daleka czuć zapach siarki

Siarkowe błota podobno mają właściwości lecznicze

Plaże z czarnym piaskiem

Krater wydaje się na wyciągniecie ręki...

...tylko trzeba wziąć jakieś buty, których nie będzie szkoda i przygotować się na dużą ilość pyłu.

Ani daleko, ani szczególnie wysoko...

... ale krater z prawdziwego zdarzenia

Te wulkaniczne wyziewy to fumarole

Na upartego można sobie tam pospacerować, ale trzeba uważać, bo fumarole mogą być toksyczne

Ostatni wybuch Vulcano miał miejsce w 1888-1890


Na wulkanie też jest życie


I obłędne widoki



Nie wszystkie wyspy są tak łatwo dostępne jak Vulcano, ale przy dobrej pogodzie można je zobaczyć. 

Widok z Lipari na najdalej położone Filicudi i Alicudi


Jak wiadomo, wizytówką Sycylii jest Etna. Przez większą część roku wulkan pokryty jest śniegiem i moim zdaniem warto zobaczyć go właśnie w takiej szacie. Bardzo podobało mi się to, że niezależnie od tego, z której strony wyspy się znajdowaliśmy, zawsze prędzej czy później widać było Etnę. Krajobraz za każdym razem był jednak nieco inny.


Kto zgadnie gdzie jest Etna?

Tu powinno być już łatwiej









Tym razem wyprawa w okolice Etny nie zakończyła się wejściem na szczyt. Głównie dlatego, że zupełnie nie byliśmy przygotowani na śnieg, ale też trochę z lenistwa. W pełni zadowoliły nas widoki u stóp wulkanu.








Zobaczenie Stromboli wydawało mi się marzeniem możliwym do spełnienia.  Ale zobaczenie erupcji Etny, to dopiero byłoby coś. Jakieś tam prawdopodobieństwo jest, ale nie takie znowu duże. Staliśmy sobie więc w nocy w Taorminie, patrząc na śpiący wulkan i nagle zobaczyłam nad nim czerwone światełko. Uznałam, że chyba za bardzo bym chciała coś tam zobaczyć i wyobraźnia płata mi figle. Jakież było moje zdumienie kiedy sytuacja powtórzyła się po 10 minutach, a potem jeszcze wielokrotnie.  Okazało się, że Etna wyrzuca od czasu do czasu trochę lawy i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. I rzeczywiście przez kolejny wieczór obserwowaliśmy to samo zjawisko. Nie wiem, czy będzie to widać, ale na zdjęciu poniżej udało się taki moment uchwycić (po lewej stronie).



W czasie naszej podroży okazało się, że Sycylia ma w sumie więcej niż trzy aktywne wulkany. Niedaleko obleganego przez wycieczki Agrigento jest miejsce, gdzie mało kto zagląda,Vulcanelli di Maccalube. A warto, bo można tam zobaczyć zabawny wybryk natury. Na pierwszy rzut oka wygląda jak pole błota.



Ale jak się dobrze przyjrzeć i wsłuchać, można zauważyć, że coś tam brzmi jak pochrząkiwanie dzika, a na dodatek bulgocze.





Podobno błotne wulkaniki potrafią urosnąć do wysokości jednego metra i od czasu do czasu spektakularnie wybuchają, ale my nie mieliśmy okazji tego zobaczyć.



Na koniec tej wyprawy chciałabym jeszcze pokazać Wam kilka śladów aktywności wulkanicznej, które mnie osobiście bardzo się spodobały.








Słynne Gole dell'Alcantara - tutaj tylko migawka.



niedziela, 25 maja 2014

Moje pierwsze Candy i sycylijska ceramika

Powoli godzę się z myślą, że nie zdołam opisać tego wszystkiego, co widziałam, słyszałam, smakowałam i czego doświadczyłam na Sycylii. Długo zastanawiałam się jak podzielić się z wami tym niesamowitym bogactwem wrażeń i wspomnień, ale przy każdej próbie zebrania myśli i wybrania czegoś z kilku tysięcy zdjęć, wydawało mi się, że nie zdołam tego ogarnąć. Żeby jakoś się z tym uporać postanowiłam, że tym razem, na przekór samej sobie,  będę pisać chaotycznie, na sposób sycylijski. Chronologiczna relacja z naszej podróży,  pojawi się natomiast na blogu lubego - dam wam znać jak już będzie co czytać.

Wspólną podróż po wyspie zaczniemy w sycylijskiej stolicy ceramiki, czyli Caltagirone, skąd przywiozłam prezent, który będzie można wygrać w moim pierwszym Candy. 



Zasady  konkursu:


  1. Do wspólnej zabawy zachęcam zarówno blogerów jak i anonimowych gości (w drugim przypadku proszę o podanie maila).
  2. Zgłoszenia będę zbierać do 8 czerwca, a wyniki podam najszybciej, jak to będzie możliwe
  3. Aby wziąć udział w losowaniu należy zadeklarować chęć udziału w konkursie w komentarzu pod postem.
  4. Osoby biorące udział w konkursie proszę o umieszczenie podlinkowanego banera (powyższe zdjęcie) na swoim blogu
  5. Będzie mi bardzo miło jeśli zdecydujecie zostać ze mną dłużej i dołączycie do grona obserwatorów lub dodacie bloga do obserwowanych, choć nie jest to warunek konieczny do udziału w konkursie

Nagrodą jest ceramiczna kaczuszka (choć ja lubię nazywać ją gąską), wykonana i ręcznie malowana w jednym z warsztatów ceramicznych znajdujących się przy słynnych schodach w Caltagirone.


A ponieważ kaczuszka/gąska jest w rozmiarze mini (ach te limity bagażu w samolotach!), towarzyszyć jej będą nasiona ozdobnego peperoncino i bazylii, które również przywędrowały ze mną z Sycylii.  



Wszystkim uczestnikom życzę powodzenia i dobrej zabawy, a tymczasem przenieśmy się do Caltagirone. Sercem miasta są monumentalne schody (La Scalinata di Santa Maria del Monte) zdobione ceramicznymi płytkami, a często także kwiatami. Najbardziej niesamowite jest to, że każdy stopień jest inny,  można więc spędzić sporo czasu na ich podziwianiu. 24 i 25 lipca, w czasie święta patrona miasta św. Jakuba (San Giacomo) schody są podświetlane tysiącami lampionów, ułożonych w skomplikowane wzory, co daje efekt świetlnego arrasu.







Warto wspiąć się na samą górę, aby spojrzeć z tej perspektywy na miasto, a po drodze zwiedzić znajdujące się po obu stronach schodów warsztaty ceramiczne i na własne oczy zobaczyć kolejne etapy pracy lokalnych artystów.











Ceramika jest na Sycylii wszechobecna i niezwykle kolorowa. Wiele miast ma swoje charakterystyczne wzory i motywy. Dekorowane są nią domy, sklepy i ulice.  Trzeba jednak uważać na podróbki, których pełne są ulice najbardziej turystycznych miast.