czwartek, 22 października 2015

A tuż za płotem...

Jesień to chyba najbardziej fotogeniczna pora roku. Czaruje kolorami, subtelną grą rozproszonego światła i zawilgniętymi półcieniami. Aż się prosi, żeby chwycić do ręki aparat i uwieczniać te krótkie, magiczne momenty. Tylko jak to zrobić, żeby zdjęcie oddawało to, co chcielibyśmy na nim pokazać? Od pewnego czasu zakochana jestem w zdjęciach Kingi, która nie tylko genialnie fotografuje, ale też dzieli się tajemnicami swojego warsztatu na blogu Green Morning. I to właśnie jeden z jej ostatnich postów zainspirował mnie do tego, żeby w weekend trochę się powłóczyć po okolicy, poeksperymentować z aparatem i zobaczyć na przykład co się stanie  kiedy zacznę fotografować pod światło.







Oczywiście efekty pozostawiają wiele do życzenia i raczej nie mam przed sobą przyszłości w branży fotograficznej, ale dzięki tej przechadzce odkryłam, cudne miejsce, które znajduje się dosłownie kilkaset metrów za moim osiedlem. Nigdy nie chodziłam w tamtą stronę, bo wydawało mi się, że jest tam tylko ciąg domów wzdłuż ulicy i jakieś chaszcze miedzy nimi...




A myślałam, że to mnie Luby robi zdjęcia...


Ale jak już się przez nie przedarłam moim oczom ukazał się inny świat...


Podmokła łąka

Brzozowy zagajnik






Podobno w tym roku nie ma u nas grzybów








Błagam niech nikt nam tego nie zabuduje kolejnym osiedlem, albo galerią handlową.

niedziela, 18 października 2015

Kalinka, kalinka, kalinka moja...


Zielone osiedle - tak reklamowano miejsce, w którym zamieszkaliśmy kilka lat temu. Może i jest ono zielone dzięki osiedlowym ogródkom, ale  drzewa przegrały konkurencję z gigantycznym garażem podziemnym, który wypełnił niemal całą przestrzeń pod budynkami. Czy muszę dodawać, że bezlitośnie wykorzystano każdy metr kwadratowy działki w mieście i zaraz za budynkami przestrzeń osiedla się kończy? Kierowcy oczywiście z takiego rozwiązania  zadowoleni (tzn. z dużego garażu, a nie ze stłoczenia budynków), ja natomiast od początku widok na drzewo chciałam mieć i zadawałam sobie pytanie  jak posadzić je tam, gdzie nie może rosnąć? 
 




Jedynym wyjściem okazało się więc drzewko w pojemniku. Bardzo długo kombinowaliśmy jak taką donicę zrobić, żeby była duża, solidna i przetrwała kilka lat. Na szczęście we wsi kilka kilometrów od nas udało się znaleźć kogoś, kto się na tym zna, prowadzi sklep z drewnem i robi donice na zamówienie. Postanowiliśmy wesprzeć lokalną drobną przedsiębiorczość i po kilku tygodniach donica stanęła na naszym tarasie wzbudzając powszechne zainteresowanie. Znowu była okazja do niekończących się pogawędek z sąsiadami :)





Żeby drzewko miało większe szanse przeżyć zimę, postanowiliśmy donicę ocieplić. Wykorzystaliśmy zwykły styropian, pamiętając o zrobieniu w nim dziurek, aby woda miała którędy odpływać. Styropian pokryty został czarną agrowłókniną, która również przepuszcza wodę.

Ocieplanie donicy

Agrowłóknina skutecznie maskuje styropian


Nie pozostało nic innego jak tylko wybrać drzewko. Zasięgnęłam języka, przewertowałam trochę książek i ostatecznie zdecydowałam się na karłową brzózkę. Już wyobrażałam sobie te listki delikatnie szumiące na wietrze... Pojechaliśmy więc po śliczną brzózkę, którą wypatrzyłam w jednym z pobliskich sklepów. I tak właśnie w naszym ogródku zamieszkała... kalina. Do dziś nie jestem pewna jak to się stało... Za to teraz kiedy się budzę mam widok na pięknie przebarwiające się liście. Mam nadzieję, że wiosną będą mnie budzić białe kule kwiatów.











PS. Wreszcie znalazłam jakiś powód dla którego ogród w mieście jest lepszy niż ogród na wsi - jest cieplej... Szczęśliwie ominęły mnie przymrozki (pukamy w niemalowane), więc dalie nadal kwitną. To pewnie przez ten słynny krakowski smog ;)









czwartek, 8 października 2015

Jesienne gwiazdy i daliowe reklamacje

Ze wszystkich stron słychać już informacje o porannych przymrozkach, a ja nie zdążyłam jeszcze pokazać wam mojego jesiennego ogródka. Co prawda przymrozki pojawiły się także w okolicach Krakowa, ale nasze osiedle szczęśliwie ominęły szerokim łukiem. Tymczasem ogród prezentuje się teraz bez porównania lepiej niż w lecie. Wszystko jakby nabrało życia i intensywnych kolorów.  I wreszcie mam piękny, soczysty, zielony trawnik.

Wiele razy pisałam o tym, że kolory kwiatów często znacznie różnią się od tych, które producenci prezentują na opakowaniach. Biorąc pod uwagę jak często mi się to zdarza, mam wrażenie, że producentów roślin nie obowiązują tu żadne zasady. Klient - ogrodnik stoi na z góry przegranej pozycji, bo jak taki produkt reklamować, skoro o jego niezgodności z przedstawionym na opakowaniu dowiadujemy się wiele miesięcy później? Do kolekcji takich właśnie przypadków dołączam dalię, w której absolutnie się zakochałam w tym roku. Kupiłam ją w ostatniej chwili (tj. pod koniec maja) w markecie.  Leżała sobie w wielkim pudle zmęczonych, przez nikogo nie chcianych, przecenionych karp i cebulek. No to pomyślałam, że przygarnę. Sprzedawana była pod nazwą dalie mix białe i opakowanie sugerowało taki właśnie kolor. Długo przyszło mi czekać na efekt, bo zaczęła kwitnąć dopiero w drugim tygodniu września. Kolor nie miał nic wspólnego z tym, czego się spodziewałam, ale nawet gdyby to było możliwe, nie skorzystałabym z prawa do reklamacji. Zobaczcie tylko to cudo i zmiany jakim podlega w miarę rozwijania się. Po internetowych poszukiwaniach mam pewne podejrzenia co do tego, jak się nazywa, ale nie jestem pewna, a może akurat ktoś z was wie. 




Znajdź pięć różnic...








Z drugiej niespodzianki nie jestem już tak bardzo zadowolona. Miała być urocza, dość prosta biała dalia, a urosło pstrokate kuriozum o wysokości prawie 130cm i kwiatach znacznie większych od mojej dłoni.  Jest imponująca, ale w moim mini-ogródku nie prezentuje się dobrze. Jeśli ktoś marzy o zaopiekowaniu się taką właśnie dalią, dajcie znać. Bardzo chętnie oddam (prześlę) karpy w dobre ręce.





Dalia Anatol


Gwiazda zeszłego roku, czyli Crazy love, troszkę przygasła. Wsadziłam karpy z zeszłego roku, kupiłam też nowe, ale tym razem kwiaty były dużo mniejsze. 



Dalia Crazy love




Za to od połowy lata obficie i nieprzerwanie kwitną mi dalie od Margaretki. Wiadomo, zaczarowane...


Dalia Franz Kafka





Jest jeszcze dalia doniczkowa, która kupiłam na początku lata. Najpierw było już prawie po niej jak ją potłukły ulewne deszcze. Później ledwie przeżyła upały. Leczyłam nawoziłam, dbałam i... piękna jest.



Po doświadczeniach zeszłej jesieni postanowiłam zadbać o kwiaty, które kwitną trochę później i wsadziłam pięć kłączy astrów w różnych miejscach. Kwitną jak opętane, a efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Ciekawe jak będą dalej rosły bo według opisu na opakowaniu powinny osiągać 20-25 cm. I oczywiście kolor jest zupełnie inny niż sugerowano na opakowaniu...















Astry zwabiły do ogródka pszczoły, których jest na nich więcej niż przez cały sezon na wszystkich moich kwiatach razem wziętych. A tymczasem zastanawiam się po jakich owadach zostały gniazda, które znalazłam pewnego dnia po kolejnych remontach na balkonie sąsiada.




W jesiennym ogrodzie nie może zabraknąć wrzosów. Miałam ich niewiele, stały się więc idealnym kandydatem na wypełnienie miejsca w skrzyni opustoszałej po anemonach, które kiepsko zniosły upały i musiały zmienić miejscówkę. Z kolei w skrzyni, w której nie udał się groszek pachnący rozrosła się facelia i właśnie zaczyna kwitnąć.












Zdecydowanie nie mam talentu do kwiatów "parapetowych". Pelargonie nie chcą współpracować i trochę żal mi jak na nie patrzę. Właściwie cały sezon tak wyglądają. Za to nikandra, fuksje i tytoń ozdobny mają teraz swoje pięć minut. Ale one są od Margaretki, więc wiadomo...






Nikandra



A na koniec rzut oka na warzywnik. Niewiele w nim zostało, ale i tak cieszy oko. Zwłaszcza dynia i peperoncino.



Dynia Marina di Chioggia

Peperoncino z nasionek przywiezionych z Sycylii troszkę się ociąga z dojrzewaniem. Zimno mu u mnie. 

Polska wersja kaparów, czyli owoce nasturcji.

Miejski słonecznik :)




Powoli myślę o ogródku na wiosnę. Wiosenne cebulowe już wsadziłam. Dzięki powiększeniu rabaty będzie ich teraz znacznie więcej, więc nie mogę się doczekać. Ale póki co koniec z ogrodowymi pracami. Przeniosłam się do kuchni i teraz na topie są grzyby, nalewki, powidła i szarlotka. Pyszna ta jesień.