poniedziałek, 27 lutego 2017

Pojaśniało

Nie muszę wcale patrzeć w kalendarz, żeby zauważyć, że luty to najkrótszy miesiąc w roku. Zupełnie umknęło mi kiedy się zaczął i właśnie dociera do mnie, że już właściwie się skończył. A szkoda, bo to taki fajny miesiąc. Miesiąc walki żywiołów, który potrafi sparaliżować lodowatym atakiem zimy, albo zazielenić powiewem wiosny. I miesiąc moich urodzin. W tym roku było dmuchanie świeczek (osiemnastu, choć dowód pokazuje już prawie dwa razy tyle) i przemiły wieczór w doskonałym towarzystwie. 

Ostatnio zauważyłam też, że nastała jasność. Jest jasno kiedy się budzę i wreszcie jest jasno kiedy wychodzę z pracy. Deszcz zmył, a wiatr rozwiał chmury smogu znad miasta, więc wreszcie można oddychać. W powietrzu czuć wiosnę i tak bardzo ciągnie mnie do ogródka, że pokusiłam się już nawet o wypicie kawy na tarasie, choć była to bardzo szybka kawa... Ogrodnicze gazety znowu wypełniają każdy wolny fragment przestrzeni i jak zawsze obiecuję sobie, że oddam gdzieś najstarsze roczniki. Nazbierało się tego trochę.





 
Powoli kończą się długie, ciemne wieczory. Tej zimy spędzałam je z miłośnikami lasów, żyjących w nich zwierząt i roślin. "Sekretnego życia drzew" Petera Wohllebena nie trzeba nikomu przedstawiać. Internet pełen jest recenzji i komentarzy na temat tej książki. Ja powiem tylko, że moim zdaniem jest to lektura obowiązkowa. Marzę o tym, żeby dzieci czytały ją w szkole. I żeby przeczytał ją pan minister od środowiska, doznał oświecenia i zostawił wreszcie w spokoju polskie drzewa. O "Wilkach" Adama Wajraka też było głośno. Po usłyszeniu "śpiewu" wilków w Puszczy Białowieskiej po prostu musiałam tą książkę przeczytać i przekonać się, że z wilkami wszystko jest inaczej niż wmówiła nam kultura, sztuka i literatura. Ciągle nie przestaję za nimi tęsknić i wierzyć, że kiedyś spotkam wilka na leśnych ścieżkach. Odkryciem są dla mnie książki i osobowość mieszkającej przez wiele lat w Puszczy Simony Kossak. Zaczęłam od "Sagi Puszczy Białowieskiej", która jest historią tyleż fascynującą, co smutną. Tniemy i eksploatujemy Puszczę bez opamiętania, kontynuując niechlubną tradycję. Doraźny interes ekonomiczny i "najdoskonalsza forma ochrony przyrody" (jak mawiają niektórzy myśliwi o polowaniach), ponad jedyne w Polsce dobro przyrodnicze wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Nic się nie zmieniło od czasów, kiedy Simona walczyła o zwierzęta Puszczy, nic się nie zmieniło od wieków...


Wspomnienie długich zimowych wieczorów



***

Kiedy w zeszłym tygodniu wreszcie odpuścił mróz, spod topniejącego śniegu wyłoniło się całkiem wiosenne, różnorodne towarzystwo. Niczego bym nie zauważyła, gdyby nie... tulipany. Krokusów ani śladu, przebiśniegi ledwo ledwo, za to czerwonych tulipanowych łebków  pokazała się już cała masa i to nie tylko tych botanicznych. Myślę, że to tulipany, które zeszłego lata zostawiłam w ziemi. Z tego, co zauważyłam w poprzednich sezonach, tulipany zostawione w spokoju na cały rok wyrastają i zakwitają znacznie wcześniej. Na razie rekordzista tulipan Banja Luka został w gruncie i pięknie kwitł przez trzy sezony. Zobaczymy, czy w tym roku da jeszcze radę. Tak czy inaczej liczę na wyjątkowy efekt tej wiosny, bo jesienią dosadziłam kilkaset cebulek. Taka moja mała tulipomania.










Przy okazji podziwiania cebulkowych maluchów ogarnęłam trochę warzywnik. Miło zaskoczyła mnie roszponka posiana późnym latem. Mam też sporo pietruszki z zeszłego roku i... fenkuł. Cały zeszły sezon rosła sobie u mnie sadzonka przywieziona z Włoch. Za jego smakiem nie przepadam, ale ładnie się komponuje z kwiatami w bukietach. Zostawiłam zimą na zmarnowanie, a tu ku mojemu zaskoczeniu fenkuł nieźle się miewa i nawet zielone listki puszcza. 




Takie znaleziska pobudziły tylko mój apetyt na nowy sezon i przypomniały, że trzeba by powoli myśleć o rozsadzie. Na dobry początek zaczęłam od przywrócenia do życia ikeowych szklarenek, które zimę spędziły pod ławką na tarasie. To jest naprawdę dobra inwestycja. Żadne przeciwności losu i złe traktowanie im niestraszne.




Krótko mówiąc, wszystko wskazuje na to, że sezon wiosna 2017 należy uznać za otwarty. Postanowiłam tą okoliczność stosownie uczcić. Jak twierdzi Ankha, kolor idealny do grzebania w ziemi :) 





Kwiatuszki to taka przypominajka, że już za kilka dni rozpoczyna się Gardenia, wielkie święto ogrodników i architektów krajobrazu, a przy okazji 5 Spotkanie Blogerów Ogrodniczych. Ciekawe kogo z was uda mi się spotkać w tym roku w Poznaniu. Do zobaczenia.



niedziela, 5 lutego 2017

Nadzieja ma kolor zielony

Poleniuchowałam trochę w styczniu. Nie chce mi się to chyba najczęstsze słowa jakie w ciągu ostatnich tygodni padały z moich ust i przed tym stanem ducha nie uchowało się nawet blogowe pisanie. Kiedyś trzeba było jednak pozbierać siły po koszmarnym roku 2016, w którym wszystko było nie tak i który z niewypowiedzianą ulgą żegnałam w sylwestrową noc. Nigdy wcześniej fakt, że kończy się rok nie miał dla mnie aż tak symbolicznego znaczenia. Nigdy jeszcze nowy rok nie niósł za sobą tyle nadziei, że przecież teraz musi być już tylko lepiej. I tak sobie po cichutku myślę, że zieloność greenery wybranego na kolor roku 2017, symbolizująca życie, nadzieję, świeże spojrzenie i nowy początek, to nie przypadek.


***

Takiej zimy nie było od lat. Tygodnie mrozu, uroczo skrzypiący pod nogami śnieg, czysta i niewinna biel nawet w środku miasta. Byłoby tak pięknie, gdyby nie fakt, że przy okazji prawie się udusiliśmy w oparach wszystkiego, co szanowny naród postanowił puścić z dymem, żeby sobie podnieść temperaturę. Nie przypuszczałam, że dożyję katastrofy ekologicznej, gdy normy zanieczyszczeń będą przekroczone o setki procent, na zewnątrz będę musiała wychodzić w masce, okna nie otworzę przez kilka tygodni i trzeba będzie inwestować w oczyszczacz powietrza, żeby w ogóle być w stanie spać i jakoś funkcjonować we własnym domu. A to wszystko doprawione wprowadzeniem ustawy dla fanów wycinki drzew i zbrodnią na ostatnim pierwotnym lesie Europy. Kiedy pomyślę, że wycina się moją ukochaną Puszczę Białowieską, a Kraków, w którym mieszkam jest jednym z najbardziej zanieczyszczonych miast na świecie, to się zastanawiam, że tak powiem, jak żyć?  


*** 


Mrozy i śniegi narobiły mi nadziei na to że przy odpowiednim zaopatrzeniu karmnika wreszcie zobaczę jakieś ptaki w moim ogródku. Ślady na śniegu pozwalały nawet przypuszczać, że chętni szybko się znaleźli. Niestety przez cały styczeń udało mi się wypatrzeć tylko trzech przybyszy: strzyżyka, drozda i kosa u sąsiadów. Zawartość karmnika pozostała nietknięta. 



Strzyżyk

Kos

Drozd


Nie ma drzew, nie ma i ptaków. A nawet gdyby były... 





Nie pozostało mi więc nic innego jak kontemplowanie bożonarodzeniowych dekoracji i zatrzymanego w czasie ogródka, w którym zostawiłam trochę zaschniętych bylin.















Tymczasem grudnik w tym roku okazał się "stycznikiem" i przypomniał mi, że wiosna już blisko.






Czas przejrzeć nasiona, powymieniać je ze znajomymi i nieznajomymi ogrodnikami i zabrać się za planowanie kolejnych zmian w ogródku. Życzę Wam wszystkiego zielonego i byle do wiosny!


W tym roku całkiem sporo nasion wysłałam w świat za pośrednictwem Klubu Pożądanego Nasionka