niedziela, 24 czerwca 2018

Coś się kończy, coś się zaczyna


Niezależnie od tego jak dobrze, 
lub źle wygląda sytuacja, ona i tak się zmieni.

Regina Brett 


Trudno nie zauważyć, że od kilku miesięcy nie ma mnie na blogu. Długo zastanawiałam się, czy dzielić się z wami tym, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku miesięcy, czy zostawić tego bloga urwanego, bez wyjaśnień... Doszłam do wniosku, że nie mogę tak po prostu zamilknąć. To co piszę dzisiaj jest być może moim pożegnaniem z blogowaniem i z wami. Nie wiem, zobaczymy... 

Kiedy w grudniu pisałam, że na 2018 nic nie planuję i jakoś to będzie, nie wiedziałam jeszcze, jak bardzo te słowa okażą się prorocze. Wydawało mi się, że 2017 był najspokojniejszym i może najlepszym rokiem w moim życiu, że wszystko zmierza w dobrą stronę, zaczyna się układać, że będzie tylko lepiej. Nie miałam pojęcia, jak bardzo się mylę i że zaledwie kilka dni po napisaniu tych słów moje życie, takie jakim je znałam i planowałam, rozpadnie się w drobne kawałki. Nie przypuszczałam, że będę musiała wymyślić siebie i całe swoje życie na nowo, że przyjdzie mi zmierzyć się jednocześnie z traumatycznym rozstaniem i ciężką chorobą, że będę zadawać sobie pytanie, czy zdołam zostać w moim własnym domu.  

Jutro zaczynam nierówną walkę o swoje zdrowie. Wyruszam w podróż w nieznane... w kierunku, którego nie znam... drogą, która nie wiem dokąd prowadzi... 

Zostawiam wam mój letni ogród. Mam nadzieję, że będę mogła tu zostać i nadal dzielić się nim z wami na Instagrami i Facebooku.

Coś się kończy po to, żeby coś nowego mogło się zacząć. Mocno w to wierzę i jestem dobrej myśli, ale potrzebuje dużo pozytywnej energii. Trzymajcie za mnie kciuki.








niedziela, 18 lutego 2018

Zimowe badylki i zapowiedź krwawej Mary

Lenistwo czasami popłaca, a w każdym razie jesienne lenistwo w ogrodzie. Nie ma co się śpieszyć z usuwaniem szarych, zasuszonych badylków, bo jak już zima rozgości się na dobre, nic tak jak one nie zapewni nam malowniczych widoków. I nawet jeśli śnieg nie dopisze, ciągle będą spełniać swoją rolę w ogrodzie, bo #brązowytoteżkolor. Tym razem zima wyjątkowo dopisała, więc było na co popatrzeć.










Tegoroczna zima miała też swoje bardzo wiosenne epizody. Krokusy, narcyzy, a nawet tulipany wystartowały już w styczniu. Poważnie się zastanawiałam, czy ich czymś nie przykryć, żeby jakoś sobie poradziły z mrozami, ale doszłam do wniosku, że jak mają przeżyć, to przeżyją, a jak nie, to trudno. Część przebiśniegów zakwitła pod koniec stycznia i to był naprawdę uroczy obrazek pośród tych zimowych szarości i ciemności.

Wiosenne oblicze lutego.

Instagramowy selfik na tle rozkręcających się naparstnic. Będzie ich w tym roku mnóstwo.

Styczniowe tulipany

Styczniowe narcyzy

Przebiśniegi zakwitły pod koniec stycznia


Nie zerwałam kalarepki na czas, więc postanowiłam już zostawić ją dla ładnego koloru. I teraz takie monstrum radzi sobie z tymi wszystkimi wariactwami pogody.

Trochę wiosny na parapecie


Tym razem postanowiłam, że post choć raz będzie krótki. Więc tyle na razie z ogródka, a tymczasem powoli zaczynam się pakować na Gardenię. W tym roku środowisko internetowych ogrodników będzie tam prężnie działać jako Forum Promotorów Ogrodnictwa. Sami zobaczcie jak fantastycznie zapowiada się program. Z jednej strony mnóstwo atrakcji czeka internetowych ogrodników, z drugiej oni sami będą dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem z publicznością. Szczególnie gorąco zapraszam was na warsztaty "Krwawa Mary do nasionka", które w sobotę poprowadzę razem z Anią. Obiecuję, że nie wyjdziecie z nich z pustymi rękami.












No to kto z was wybiera się w przyszłym tygodniu do Poznania i z kim mam szansę się spotkać?