Jeśli właśnie się przeprowadziliście na nowe osiedle i nie wiecie co zrobić, żeby szybko poznać sąsiadów, zróbcie sobie warzywnik. Sukces murowany. Warzywnik na osiedlu jest dla większości mieszczuchów czymś tak dziwnym i niespotykanym, że przechodząc na pewno zatrzymają się i zapytają co się tam wyprawia. Co więcej poznacie nie tylko sąsiadów, ale również ich krewnych, znajomych, nianie, sprzątaczki, dostawców pizzy, kurierów, ekipy remontowe...
Ci z was, którzy śledzą moje ogródkowe zmagania pamiętają zapewne, że mamy już za sobą dwa podejścia do warzywnika. Zaraz po przeprowadzce zaczęliśmy od pory deszczowej i basenu na środku trawnika.
 |
Pierwsze podejście do warzywnika |
Później był pomysł na płodozmian, asymetryczne podniesione rabaty i zamianę wydeptanego trawnika na mięciutką wyściółkę z kory. Na rysunku wyglądało to obiecująco, ale w rzeczywistości efekt był dość ponury. Warzywnik zyskał wiec przydomek "mogiłki".
 |
Podniesione grządki, na razie jeszcze bez ziemi i z resztkami plonów z poprzedniej wersji. |
Kiedy wszystko zarosło, a na podniesionych rabatach pojawiły się warzywa efekt był troszkę lepszy. Mimo to proporcje warzywnika do rabatki kwiatowej pod oknem, wszechobecna kora i wrażenie chaosu nie dawały mi spokoju przez całą wiosnę i lato.
 |
Widok z okna pani Zosi |
 |
Przy okazji rzut oka na drugą część mojej ogrodowej literki L. Na kratkach miały się wić powojniki i groszki, ale uschły... |
Do trzech razy sztuka. Powstał więc plan, który w założeniu ma być tym ostatecznym. Przynajmniej na jakiś czas... Z grubsza polega on na powiększeniu rabaty kwiatowej i ustawieniu podniesionych rabat warzywnika w jednej linii, wzdłuż ogrodzenia. Do tego dwie ścieżki i żadnej kory.
 |
Rysunek poglądowy równie niewyraźny jak początkowa wersja planu. |
Zaczęliśmy od likwidacji trawnika, a raczej jego wysuszonych upałem resztek. Pogodowa apokalipsa znacznie pomogła nam w podjęciu tej długo wyczekiwanej przez blogowe koleżanki decyzji.
Potem było długie i żmudne malowanie desek lakierobejcą oraz prace konstrukcyjne.
 |
Składanie warzywnika. To, co widać na pierwszym planie to donica na drzewko, ale o niej opowiem kiedy indziej. |
 |
Pierwsza rabatka już na swoim miejscu. Pozostałe czekają aż zbiorę ostatnie plony z warzywnika w wersji 2 |
 |
Liczymy na to, że folia trochę przedłuży żywot drewna |
Najtrudniejszym elementem całej operacji było... ratowanie dyni. Skoro już stał się cud i zawiązała owoc szkoda byłoby teraz zmarnować efekty tylu miesięcy pracy, troski, dokarmiania i doglądania.
Rozmontowaliśmy więc jedną ściankę warzywnika i montowaliśmy ponownie po przełożeniu jej pod pędami dyni.
Jakby tego było mało dynia wsadzona była akurat w takim miejscu, które według planu miało znajdować się miedzy dwiema rabatami. Nagięliśmy więc projekt o kilka centymetrów i zmieściliśmy ją "na styk".
A potem było już bardzo przyjemnie. Najpierw zrobiłam "sałatkę", jako podkład...
... a potem było winobranie. No dobra, udeptywałam ziemię, ale wyobraziłam sobie, że jestem w Toskanii i udeptuję winogrona. Myślę, że przyjemność jest porównywalna.
Po uzupełnieniu wszystkich rabatek ziemią wsadziłam do nich to, co jeszcze udało się uratować (np. papryczki chili, aksamitki, nasturcje i trochę ziół). Resztę obsiałam facelią i zabrałam się za rabatę kwiatową. Ale o tym już następnym razem.