"I'm dreaming of a white Christmas...". Przed tegorocznymi świętami ta melodia i marzenie o białym puchu towarzyszą mi nieustannie.
Takie obrazki to już tylko wspomnienie z listopada. Tymczasem mamy do czynienia z najcieplejszym rokiem w historii pomiarów i ostatni miesiąc 2015 nie jest tu wyjątkiem (choć podobno nasz nowy minister środowiska nie wierzy w globalne ocieplenie). Rabatę bylinową ciągle zdobią jesienne wersje jeżówki, kłosowca, liatry i werbeny patagońskiej oraz pomponiki astrów.
Próżno szukać śladów mrozu na szybach i płatków śniegu na parapecie. Wręcz przeciwnie, świat stanął na głowie i w pierwszym dniu zimy w ogródku można było podziwiać całkiem pokaźną kwitnącą kolekcję. Niektóre wiosenne cebulkowe zaczynają już się pokazywać, co bardzo mnie martwi, a na przesadzonej pod koniec listopada róży codziennie pojawiają się nowe listki.
 |
Grudniowe irysy |
 |
Szafirki w pierwszym dniu zimy |
Truskawki i poziomki nadal mają sporo zielonych listków, a rukolę i szczypiorek właściwie mogłabym pałaszować prosto z grządki.
Kombinacja nietypowych warunków pogodowych sprawiła, że taras zaczyna zarastać mchem. Wygląda to bardzo urokliwie, ale podejrzewam, że na dłuższą metę będzie z tym trochę kłopotów.
Ja podobnie jak pogoda zupełnie straciłam poczucie czasu. Zresztą częstotliwość pojawiania się nowych postów w ostatnich tygodniach dobitnie wskazuje, że w takim niedoczasie już dawno nie byłam. Dopiero na początku grudnia zabrałam się za zabezpieczenie dalii wykopanych w ostatnim tygodniu listopada, ale nic nie wskazywało na to, żeby mój poślizg czasowy jakoś szczególnie im zaszkodził.
***
Wiem, wiem, wszyscy o świętach piszą, a ja tu z daliami... Czytając blogi zawsze się zastanawiam jak niektórzy to robią, że w połowie grudnia wszystko jest już cudnie udekorowane, a ze zdjęć bije cisza, spokój i świąteczny nastrój. U mnie nic z tych rzeczy... Nawet zdjęcie profilowe jest z zeszłego roku, bo nie zdążyłam zrobić nowego. O świętach na opak też słów kilka będzie, ale o tym już w następnym poście, który... właśnie się pisze.