Niepostrzeżenie do drzwi zapukał sierpień. Na dobry początek narobił zamieszania, przeplatając palące susze i ulewne, gwałtowne deszcze. Gdyby nie zwariowana pogoda można by powiedzieć, że dni płyną spokojnie, nieco wolniej i leniwiej niż zwykle. Choć w pracy daje się odczuć letnie spowolnienie, o wakacjach zdążyłam już prawie zapomnieć. Z tym większą przyjemnością wracam więc wspomnieniami na andaluzyjskie ścieżki.
Po kilkudniowej rozgrzewce przyszedł czas na plażowanie. Hiszpania znana jest z licznych kurortów masowo odwiedzanych przez tłumy spragnionych słońca turystów, a co za tym idzie, także z plaż zabetonowanych bryłami hoteli i resortów. Nie takich miejsc szukaliśmy, ominęliśmy więc szerokim łukiem popularne wybrzeże Costa del Sol i udaliśmy się w kierunku mającego opinię spokojniejszego Costa de la Luz. Znaleźliśmy tam dokładnie to, czego nam było trzeba: tętniące wieczornym życiem małe miasteczka i rozległe, niemal puste plaże.
 |
Ogródki działkowe na plaży |
Sporą niespodzianką okazał się hotel, w którym spędziliśmy trzy dni. Zupełnym przypadkiem wybraliśmy miejsce, które zostało wyróżnione za stosowanie ekologicznych rozwiązań i rekultywację linii brzegowej.
Jak dla mnie prawdziwym hitem był jednak... warzywnik. Prawdziwy, ogromny warzywnik, do którego każdy gość hotelu mógł wejść i poczytać o znajdujących się tam roślinach. Nawet kompostownik został odpowiednio wyeksponowany i opisany.
W hotelowym ogrodzie nie brakowało oczywiście roślin ozdobnych.
 |
Bugenwilla żywopłotowa |
 |
Psiankowate cuda |
 |
Granaty |
To, co wyróżnia Andaluzję w skali całej Europy, to oczywiście pamiątki po kilku wiekach dominacji arabskiej. Arabowie pozostawili po sobie nie tylko przepiękną architekturę, ale także wiedzę o tym, jak budować ogrody na tej suchej i wymagającej ziemi. W wielu miejscach podejmowane są próby ich rekonstrukcji, czasami przeplatane wpływami renesansowymi albo barokowymi (co moim zdaniem niekoniecznie wychodzi im na dobre). Jednym z takich klejnotów jest ogród w Casa de Pilatos w Sevilli.
 |
Agapanty, ach agapanty.... |
Sevilla może się też pochwalić królewskim pałacem, którego historia sięga XI w. Alcazar, podobnie jak otaczający go ogród jest odzwierciedleniem burzliwej historii miasta i kraju, gdyż każdy lokator pałacu zostawił coś po sobie. Najpiękniejsze są motywy arabskie, ale możną się doszukać wpływów renesansowych, motywów klasycyzujących, a na początku XX w. rodzina królewska zbudowała tam nawet kort. Na szczęście ktoś doszedł do wniosku, że to nie jest zbyt szczęśliwy pomysł i kort został zlikwidowany.
 |
Maleńka próbka arabesek. W każdym pomieszczeniu, czasami na każdej ścianie wzór jest nieco inny. |
 |
Gdzie nie spojrzeć - cuda architektury |
 |
Konia z rządem temu, kto w palącym słońcu Andaluzji potrafi utrzymać taki trawnik |
Po zwiedzeniu kilku miast, z których oprócz Sevilli najciekawsze okazały się Kadyks i Kordoba, przyszedł znów czas na odpoczynek na łonie natury, tym razem w Parque Natural Sierras de Cazorla.
 |
Tak zielono jest tylko w górach, ale nawet tu cały horyzont usłany jest polami drzewek oliwnych |
 |
Tak, na szczycie jest droga. Tak, nie ma tam żadnych barierek. Tak, omal nie dostałam zawału, kiedy tam wjeżdżaliśmy. |
 |
Na upalny dzień najlepsza jest rzeka. Zdjęcie tego nie oddaje, ale jest to naturalny basen o głębokości ponad 2 metrów, o którym dowiedzielismy się od mieszkańców tej pięknej okolicy. Bardzo trudno tam dotrzeć (2 godziny jazdy przez lasy i góry), ale za to spokój, cisza i widoki bezcenne. |
Najważniejszym zabytkiem arabskiej Hiszpanii, do którego ciągną turyści z całego świata jest Alhambra - twierdza mauretańskich kalifów w Granadzie. Wnętrza są jeszcze bardziej imponujące niż we wspomnianym wcześniej Alcazarze, natomiast Generalife czyli ogród wraz z pałacem letnim to zabytek sam w sobie. Cytując Wikipedię, nazwa (która mnie się kojarzy z towarzystwem ubezpieczeniowym) pochodzi z arabskiego Jannat al-'Arif – Ogrody Najwyższego Architekta lub Ogrody Rajskich Rozkoszy i jest to jeden z najstarszych zachowanych ogrodów mauretańskich.
Widok Alhambry na tle Sierra Nevada to chyba jeden z najbardziej fascynujących pejzaży w Europie (zwłaszcza, kiedy góry pokryte są śniegiem).
Kilka ostatnich dni naszej podróży spędziliśmy w Parque Natural Cabo de Gata. Można tam zapomnieć o hotelach i parkingach przy plaży, trzeba za to nastawić się na niemiłosierny SKWAR, bo to najsuchszy region w Europie. Deszcz pada tu zaledwie kilka dni w roku, a okolica przypomina raczej prerię lub północną Afrykę, niż stary kontynent. Ze względu na niezwykłe krajobrazy Cabo de Gata stało się tłem licznych produkcji filmowych, zwłaszcza westernów, w których udawało dziki zachód.
 |
"Sad" migdałowy |
 |
W drodze na Cabo de Gata |
 |
Na tej plaży kręcone były sceny filmu Indiana Jones i ostatnia krucjata. |
Na tym na razie kończę opowieść o Andaluzji, ale mam jeszcze dla Was niespodziankę. Będę się chciała z Wami podzielić ogrodowym dobrem przywiezionym z Granady, z ogrodu Generalife. Zatem już niedługo zaproszę was na CANDY.