wtorek, 17 czerwca 2014

Tymczasem...

Każdy, kto choć przez krótki czas miał okazje opiekować się najmniejszym nawet ogródkiem wie, że o tej porze roku wymaga on bardzo dużo pracy. Rozsady całkiem niedawno powędrowały do gruntu i toczą nierówną walkę z chwastami, które rozrastają się na potęgę. Trzeba zrobić porządek z tym co pozostało po wczesnowiosennej feerii barw i cierpliwie wykopać wszystkie cebule. Przy okazji można z radością odkryć, że tam gdzie posadziło się jedną, wykopuje się dwie, albo i więcej. A nawet jeśli nie ma się ogródka, ciągle jeszcze pozostają do obsadzenia parapety i balkony.

Od czasu moich majowych dylematów minęło zaledwie półtora miesiąca, a ogródek jest nie do poznania. Początek czerwca był bardzo zielony i mało ukwiecony (no chyba, że weźmiemy pod uwagę radośnie kwitnącą na trawie koniczynę). W ogródku niepodzielnie rządził penstemon, który w stosunku do zeszłego roku potroił swój rozmiar. Gdzieniegdzie zakwitły długo przeze mnie oczekiwane czosnki.






Z cebulkowych pozostały jeszcze brodie.

Moje ukochane hortensje (z zeszłego roku zostały trzy, bo czwarta, która zimę spędziła w doniczce niestety nie przeżyła początku wiosny) długo były jakieś takie niemrawe. Ani nie miały pączków, ani nie chciały jakoś specjalnie rosnąć. Postanowiłam więc trochę im pomóc i podkarmiłam specjalnymi hortensjowymi nawozami. No i się zaczęło...










Zimę w doniczce przeżył oleander i oliwka, choć ta druga ledwo ledwo. Doszłam do wniosku, że kierując się błędną logiką jej pochodzenia z ciepłych i dość suchych krajów, chyba za bardzo skąpiłam jej wody. Już niemal spisałam ją na straty, bo straciła wszystkie listki, ale postała trochę na deszczu i zaczyna odżywać.




Róża pnąca zamieniła się w poplątany bez ładu i składu gąszcz, więc trochę ja przerzedziłam. A jak już odetchnęła świeżym krakowskim powietrzem, odwzajemniła się pięknym kwitnieniem w towarzystwie lawendy, którą jest podsadzona. Lawenda miała niby odstraszać szkodniki. U mnie mszyc jest jeszcze więcej niż rok temu i walczę z nimi niemal codziennie. Po róży powoli pnie się powojnik, ale jego kwiaty potrzebują jeszcze trochę czasu.  Zakwitła też róża, którą posadziłam późną jesienią. Kolejna zdobycz, która ma zupełnie inny kolor niż wynikało z opakowania.  






Z kolei lawenda, która rośnie przy tarasie i w zeszłym roku prawie w ogóle nie kwitła, tym razem osiągnęła rozmiary, o które lawendy bym nie podejrzewała. 


Wymyśliłam też sobie powój. Posiałam go w gruncie, w kilku miejscach koło rynien, ale rośnie tam bardzo opornie. Kilka ziarenek wrzuciłam do skrzynki, która stała sobie obok rynny od jesieni zeszłego roku. Posiane w niej orliki z Kanady nie dawały śladu życia, więc stwierdziłam, że skrzynka w zasadzie jest pusta. Jakież było moje zdziwienie, kiedy powój w skrzynce zaczął rosnąć w tempie ekspresowym, a na dodatek nagle pojawiło się kilka siewek orlików. Jeszcze niedawno narzekałam na orlikowy niedostatek, a teraz mam te maluchy i siewki, które dostałam od Margaretki. Ciekawe jakie będą ich kolory w przyszłym roku.


Wspomniałam o obsadzaniu parapetów i balkonów. U mnie tradycyjnie pojawiło się trochę surfinii (czy też petunii, naprawdę nadal nie rozumiem jaka jest między nimi różnica) i fuksji (część z nich od Margaretki), ale większości z nich jeszcze nie fotografowałam. Czekam aż się rozrosną. Zrobiłam wyjątek dla jednej surfinii, która ujęła mnie zmianą koloru w miarę rozkwitania. 
Ku mojemu własnemu zdziwieniu doczekałam się też swoich własnych pelargonii angielskich. Jedną udało mi się przezimować i przy okazji pozyskać z niej odszczepki. Nieudanych prób było kilka, ale w końcu dzięki radom Kasi Bellingham udało się. Pelargonie posadziłam razem z komarnicą (łudząc się nadzieją, że choć trochę ograniczy ilość komarów, ale już wiem, że nic z tego) i kobeą pnącą, która sobie wyhodowałam z nasionek - co dla niektórych może jest banalne, ale mnie ciągle jeszcze cieszy, że cokolwiek mi się z rozsady udało.






W zimie miejsce fuksji zajęły dwa "ogródki skalne". Nie tylko świetnie ją przeżyły, ale nawet rozrosły się i teraz kwitną.

W pozostałych skrzynkach też robi się już kolorowo.





Smagliczka jak dla mnie bardziej nadaje się do skrzynki niż na rabatę. Irysy natomiast mi tu nie pasują, więc jak przekwitną poszukam ciekawszego połączenia.

Większość kwiatów z rozsady ciągle jeszcze jakby w uśpieniu. Zakwitł tylko żeniszek. Podobno trudno go z rozsady uzyskać, tymczasem mnie się udał lepiej niż to, co niby miało być łatwe.




Daje już o sobie znać kilka roślin wsadzonych w zeszłym roku.

Trzykrotkę na razie udaje się trzymać w ryzach






Nie wiem jak się nazywa, ale pamiętam, że pochodzi z RPA.

Malwa od pani Uli

Budleja w oczekiwaniu na pielgrzymki motyli

To jest dla mnie zagadka. W tym miejscu posadzone floksy: różowe, fioletowe i niebieskie. Nie mam pojęcia co to za żółte cudo.

Łubin przesadzony z ogródka teściów długo nie chciał rosnąć. Ale będzie dobrze...


Zgodnie z Waszymi zaleceniami powierzchnia trawnika  powoli, aczkolwiek stale, się zmniejsza. Wokół tarasu powstał cały nowy pas, na którym wsadziliśmy tawułę fortune, róże i  karłowego iglaczka przesadzonego z rabatki, gdzie w ogóle nie było go widać między kwiatami. Znalazło się też miejsce dla migdałka. 
Uparłam się, że skoro nie możemy mieć drzew, to niech przynajmniej będzie kilka krzewów. Z zeszłego roku zostały budleja i ostrokrzew. Tej wiosny swoje miejsce w kąciku znalazł żylistek. A kolejny kawałeczek trawnika ustąpił miejsca magnolii, która wg. opisu powinna urosnąć tylko do 1,5m. Na razie jest jeszcze maleńka, ale stała się ulubionym miejscem wypoczynku naszego najmniejszego domownika. Choć wygląda na to, że niektórzy sąsiedzi też ostrzą sobie na nią pazurki.





A na koniec jeszcze kilka kwiatów jadalnych.







16 komentarzy:

  1. witaj Aga,pięknie rosną te twoje roślinki,bardzo mi się spodobał skalniaczek w donicy,bardzo lubię takie rośliny.Zdjęcie z kotami super.Pozdrawiam Bożka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Bożko, Bardzo łatwo taki skalniaczek zrobić - trochę ziemi i trzy roślinki po trzy złote za sztukę. Sprawdza się i na mrozy i na upały.Pozdrowionka ciepłe.

      Usuń
  2. Cześć, Aga, kilka dni odwyku od wirtualnego świata, a Ty już tyle postów napisałaś. Ale dzięki temu ogromną rabatę zrobiłam i obsadziłam. Coraz bogatszy Twój ogródek, w przyszłym roku to chyba ja już do Ciebie przyjdę po kwiatki. Żółty kwiatek to wiesiołek. Niesamowicie się rozrasta. Ależ ciekawa jestem Twoich kanadyjskich orlików.
    Aga, uśmiecham się o nasionka penstemona, łubinu białego i czosnków. Zdjęcie kociaków super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że napisałaś, bo wycięłam wczoraj prawie wszystkie przekwitnięte gałązki penstemona. Prawie wszystkie, bo coś mnie natknęło i jedną zostawiłam. Więc jeśli tylko będą z tego nasiona masz je jak w banku. Łubin podobno trzeba ściąć, żeby zakwitł jeszcze raz, więc postaram się o nasionka na jesień. Nie mogę się doczekać kiedy roślinki od ciebie zaczną kwitnąć. A ten wiesiołek musiał przywędrować do mnie jako pasażer na gapę :)

      Usuń
  3. Twój ogródek z tygodnia na tydzień piękniejszy. Tak troszeczkę zaczynam CI zazdrościć małego metrażu, bo chyba łatwiej go ogarnąć. Ja wychodzę z domu i ręce mi opadają, bo nie wiem gdzie najpierw ruszyć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie masz rację, że taki metraż to jeszcze jest do ogarnięcia. W tym tygodniu po raz pierwszy od dawna dałam sobie spokój z pracą i wreszcie zaczęłam w ogródku odpoczywać. Trzymam kciuki za Twój warzywnik.

      Usuń
  4. Jakbym nie wiedziała,że ten Twój ogródek nie może być duży, tobym pomyślała,że te wszystkie kwiaty z powierzchni hektara zebrałaś. Brawo!!! No i jestem pd wrażeniem ,że sama rozmnożyłaś pelargonie. Aż może sama spróbuję ,to wtedy dostaniesz ode mnie po sadzonce jako matka chrzestna :-). To żółte to chyba samosiewka wiesioła i proponuję się pozbyć bo to jednak jest straszny chwast i możesz mieć problem jak się bardziej rozmnoży. Trawnik się kurczy , to i dobrze.Jestem przekonana ,że kiedyś ślad po nim pozostanie jedynie w postaci kępki jakiejś ozdobnej trawy :-). Pozdrawiam zza miedzy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, ja też jestem pod wrażeniem co do tych pelargonii. Traciłam już wiarę, ale z natury jestem uparta :) Jak już posiadłam trochę wiedzy tajemnej o rozmnażaniu kwiatów, satysfakcja jest o niebo większa. I fajne jest to, że doszłam do etapu kiedy zaczynam rozdawać sadzonki. Sadzonka od ciebie na pewno miałaby miejsce honorowe - trzymam Cie za słowo ;) :P Teraz zaczynam się zaczytywać w artykułach dotyczących projektowania ogrodu, żeby nadal było dużo, zielono i kolorowo, ale żeby nie tworzyło to jednak efektu przypadkowego pozbierania wszystkiego, ci się trafiło. Wiesiołek choć uroczy będzie musiał się przeprowadzić, bo moja rabatka w założeniu miała być biało-rózowo-niebiesko-fioletowa. Spróbuje pokombinować z nim w doniczce, albo na dziko przesadzę gdzieś na osiedlu. Ponieważ administracja średnio się wywiązuje z dbania o zieleń poważnie zastanawiam się nad podjęciem się ogrodniczej partyzantki.

      Usuń
    2. Nie śmiałam Ci tego sugerować ale plan to jest dobra rzecz. Ja mam do przerobienia skarpę i myślę nawet coby ktoś mi ją zaprojektował. Takie bieganie z roślinką i zastanawianie się gdzie ją wsadzić potwornie mnie męczy :-). Jeśli mogę wyrazić swoją wizję , to u Ciebie zrobiłabym tylko ścieżkę przez środek symetryczną albo krętą rozszerzającą się i w centralnym punkcie tworzącą placyk z karmnikiem albo poidełkiem albo z leżaczkiem a wokół nasadzenia . Od ogrodzenia i ściany domu mogłyby być bylinki a wzdłuż ścieżki warzywne rabaty z jednorocznymi. Taka jestem mądrala :-)

      Usuń
    3. Mądrala nie mądrala, ale wizja bardzo kusząca. Po przeczytaniu tego, co mi napisałaś popatrzyłam dziś na całość ogródka z zupełnie innej perspektywy i bardzo mi się Twój pomysł podoba. Trochę w jego realizacji przeszkadzałby fatalnie wielki taras, który nie wiadomo po co zajmuje 1/3 całości mniej więcej na środku tej mojej literki L. Ale plan jest taki, że jak osiedle przestanie być takie nowe i jak przestaną być tak bardzo przywiązani do oryginalnego projektu to połowę tego tarasu rozbierzemy. Póki co walczę ze sobą, żeby nic już więcej nie dosadzać, snuję się tęsknie po twoim ogrodzie (wirtualnie oczywiście :) ) i marzę sobie jaki to kiedyś będę mieć ogród z domkiem na wsi.

      Usuń
    4. Aga , marzenia się spełniają zwłaszcza te głośno wypowiadane. Tylko nie marz o wielkim ogrodzie :-)

      Usuń
  5. Łał! Imponujące masz zbiory roślinne :) Bardzo zdziwiła mnie ta Twoja olbrzymia lawenda, aż oczu nie mogłam oderwać. Moją lawendę upatrzył sobie mój kot i rok rocznie przed samym kwitnięciem mości sobie w niej gniazdko. Oczywiście łamie ją przy tym niemiłosiernie.
    Cudnie tu u Ciebie, aż się chce po odpoczywać wśród tych kwiatów :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja Lunka upodobała sobie skoki przez tą lawendę, ale w pewnym momencie poddała się wobec jej rozmiaru. Za to warzywnik przekopała niemiłosiernie. Wygląda na to, że kotek Mamrotek ma romantyczna naturę :) Wczoraj widziałam taki balkon, gdzie pełno było ukwieconych skrzynek, a środkowa była zupełnie pusta i leżał w niej sobie kot. Dowiedziałam się, że właściciele co roku tak ją zostawiają, bo z kotem nie ponegocjujesz :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj,znalazlam Cie przez przypadek i jesli pozwolisz zostane na dluzej ))
    Pieknie u Ciebie ))
    Pozdrawiam i zycze milego dnia))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że wpadłaś. Czuj się jak u siebie w... ogródku :) Pozdrawiam słonecznie.

      Usuń
  8. podoba mi się Twój blog :) piękne zdjęcia i dodatkowo mogę się czegoś nauczyć o kwiatach :)
    a, i dziękuję za bardzo miły komentarz :))

    OdpowiedzUsuń