poniedziałek, 9 czerwca 2014

Ziołowy sabat i domowe sposoby na frustracje

Zaczynam to zdanie już chyba dziesiąty raz. Tak się ostatnio wszystko poskładało, że zupełnie nie mogę myśli pozbierać... Ilość, częstotliwość i kaliber zmian wokół mnie przekroczyły poziom krytyczny wytrzymałości moich nerwów... I pomyśleć, że zawsze należałam do tych, którzy nie mogą z długo w miejscu usiedzieć i lubią jak się dużo dzieje. No nic, trzeba się jakoś pozbierać i najlepiej za dużo nie myśleć...
Na smutki najlepsza jest praca fizyczna albo piżamowy seans z lodami w stylu Bridget Jones.  Na to drugie nie mogę sobie niestety pozwolić, bo urlopu nie mam tyle, żeby wystarczyło i na dalekie podróże i na depresyjne leżenie w łóżku. Ale pracę fizyczną da się załatwić. 
Początek lata daje nieskończone możliwości spożytkowania złości i frustracji na coś pysznego. Żeby porządnie się zmęczyć i żeby było miło, ukręciłam sobie konfiturę z róży. 



Zainspirował mnie blog Klaudyny. I tu należy Wam się mała dygresja.  Klaudynę poznałam w naprawdę niezwykłych okolicznościach. Pewnego wieczoru stanęła z walizką w drzwiach mojego mieszkania. Było to tym bardziej dziwne, że był to mój wieczór panieński. Okazało się, że dziewczyny, biorąc pod uwagę moje zachwyty nad barwnym światem blogerskim oraz nieukrywaną fascynację światem roślin, zaprosiły ją jako mistrzynię ceremonii. Walizka pełna była świeżych i suszonych ziół, liści i kwiatów, olejków eterycznych, wosku pszczelego, czekolady... A potem odbył sie prawdziwy sabat czarownic. Gotowałyśmy, mieszałyśmy, ugniatałysmy, ekstrahowałysmy... Było pysznie, pachnąco i relaksująco... Początki wyglądały niewinnie, ale reszta niech pozostanie milczeniem... :)


Wracając do konfitury z róży, okazało się, że to najprostszy przepis na świecie. W makutrze ucieramy płatki róży z cukrem i odrobiną soku cytrynowego. Na blogu Klaudyny znajdziecie proporcje. Ponieważ w mojej wadze kuchennej wyczerpały się akurat baterie, sypałam cukier dopóty, dopóki nie uznałam, że smak jest ok. Według Klaudyny robi sie to dość szybko, ja mordowałam tą makutrę chyba z godzinę.  Może to brak wprawy...
 
W tym przepisie najtrudniejsze jest zdobycie odpowiednich płatków róży.


Dobrze jest się upewnić, że ucieramy tylko płatki


Białe końcówki płatków lepiej jest jednak usunąć. Naprawdę są bardzo gorzkie i psują smak

Patrząć na te zwiędnięte płatki uświadamiam sobie, że rzeczywiście długo się z tą konfiturą mordowałam

Na początku kolor był mało atrakcyjny, ale jak konfitura postała kilka dni w lodówce, zrobił się bardzo przyjemny

Do domowych sposobów na smutki i frustracje powinnam jeszcze dodać pisanie bloga. Bo jak tak sobie piszę i wiem, że gdzieś tam jesteście, to mi się od razu humor poprawia. Tak naprawdę zmobilizowałam się dzisiaj do pisania, bo nie chciałam Was dłużej trzymać w niepewności.




Kaczuszka/gąska znalazła nową właścicielkę. Losowanie spośród szczęśliwych 13 zgłoszeń odbyło się w sposób bezstronny i sprawiedliwy. Kompetentna i obiektywna przewodnicząca komisji lady Luna dokonała wyboru wśród pomieszanych wcześniej imion, na podstawie sobie tylko znanych kryteriów.









Wiadomość o wygranej wysłałam już na podany przez  Bożkę adres mailowy. Teraz czekam na adres, w kierunku którego kaczuszka/gąska wraz włoskimi nasionami będzie mogła odbyć swoją kolejną podróż. 
Bardzo Wam wszystkim dziękuję za wspólną zabawę. Mam nadzieję, że będziecie do mnie od czasu do czasu wpadać.  

No tak, byłabym zapomniała. Wreszcie można dowiedzieć się czegoś więcej o naszej podróży na Sycylię. Wszystkich zainteresowanych szczegółami zapraszam na blog lubego. Na razie tylko pierwszy dzień podrózy, ale ciąg dalszy już się pisze. 

14 komentarzy:

  1. witam, bardzo dziękuję za wygraną.Pozdrawiam serdecznie i życzę wielu pomysłów i tematów to pisania na blogu.Bożka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że gąska odleci w dobre ręce i bardzo dziękuję.

      Usuń
  2. Ojej taka konfitura własnymi rękami stworzona musi być po prostu przepyszna:)
    A przy okazji dziękuję za miłą zabawę:)
    Gratuluję również zwyciężczyni i zazdroszczę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest pyszna i mam wrażenie, że z dnia na dzień nabiera jeszcze smaku. A jaka satysfakcja :)

      Usuń
  3. Po mimo Twoich frustracji post wyszedł baaardzo optymistycznie :)
    Na konfiturę z róży aż mi ślinka cieknie, gdybym dorwała jakieś róże to już by stała w lodówce, albo była w brzuszku.
    Koniecznie muszę się wkupić w łaski lady Luny, tak na wszelki wypadek kolejnego losowania ;)
    Za zabawę dziękuję a Bożce gratuluję :)
    Dla Ciebie moc ciepłych uścisków!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyfrustrowałam się przy dziesięciu próbach zaczęcia go, a potem było już lepiej :) Jednak tyle jest fajnych rzeczy wokół nas, że zawsze można się jakoś ogarnąć. Lady Luna macha łapką i zapewnia, że istnieje zaledwie 158 rzeczy, którymi można ja przekupić, w związku z czym jej obiektywność pozostanie nienaruszona. Uściski odwzajemniam :)

      Usuń
  4. gratulacje dla zwyciężczyni i podziękowania dla organizatorki :) ale sposób losowania naprawdę świetny :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała przyjemność po mojej stronie. I Luny też, bo po losowaniu, otrzymała oczywiście 13 kocich ciasteczek.

      Usuń
  5. No właśnie . Te ślimaki są obmierzłe. Przyznam ,że trochę się brzydzę jeść sałatę ze swojego ogrodu bo mam podejrzenie ,że pełzały po niej. Te ,które pokazujesz to jeszcze pikuś. Najgorsze są takie obślizgłe z kropki albo pomarańczowe grubasy albo całe czarne olbrzymy. A fuj.Jak zobaczyłam ,że kotek losuje to byłam przekonana ,że wyczuje we mnie kocią mamę. A tu taki zawód. Trudno. Może następnym razem. Jestem ciekawa co też tam szanowny M pisze o Waszej wyprawie ale pojdę tam na spokojnie wieczorkiem. Teraz to była krótka przerwa na wypicie chłodzącej mięty i pędzę po jakieś pelargonie do donic. A może petunie ? Zobaczymy co będzie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślimaki nigdy mi specjalnie nie przeszkadzały, ale teraz jak czytam jakie potrafią siać spustoszenie w ogródkach, to zerkam czy aby nie przypełzły. Póki co to Luna sieje spustoszenie w warzywniku, bo sobie wychodek z niego zrobiła :( Taka ona złośliwa, nie ma co za bardzo liczyć na jej łaski.
      A o wyprawie już drugi post powstał i buzia mi się śmiała jak go czytałam :)
      A propos pelargonii, pisałaś mi kiedyś, że te moje z zeszłego roku to pelargonie angielskie i, że ciekawa jesteś jak mi przezimują. Otóż ta duża w środku skrzynki, pod którą losowała Lunka, to zeszłoroczna, a po bokach jej pięć odszczepek. Udało się :D

      Usuń
  6. Konfitura z róży to pychotka, ale niestety na brak płatków cierpię. Losowanie przeprowadzone tak genialnie, że nawet nie potrafię się smucić iż na mnie nie padło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Oczywiście już wciągnęłam się w blog Twojego ślubnego ;) Czekam na dalszą Sycylię a póki co do Rumunii skoczyłam...

      Usuń
    2. Cieszę się ,że Ci się podobało :) Blogowanie ostatnio staje się nasza rodzinną rozrywką. Aż żal, że nie wpadliśmy na to wcześniej, żeby opisać nasze wcześniejsze wyprawy.

      Usuń
  7. wygląda apetycznie! A ja w między czasie dodałam Twojego bloga na moją stronę do listy obserwowanych blogów:) Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń