środa, 5 listopada 2014

Dziwne rzeczy dzieją się w Krakowie, czyli halny w pełni

Obudziłam się dziś o czwartej rano, z potwornym bólem głowy. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że jestem raczej typem sowy niż skowronka i w moim przypadku już sam fakt pobudki o takiej godzinie jest mocno podejrzany. Od razu więc wiadomo było, że coś się święci. Po dwóch godzinach bezskutecznych prób ponownego zaśnięcia sięgnęłam po telefon, sprawdziłam wiadomości i wszystko stało się jasne: wieje halny, a do tego jutro pełnia księżyca. Czyli wielka kumulacja. 

O tatrzańskim halnym słyszał każdy, ale pewnie nie wszyscy wiedzą, że kiedy w górach wieje halny, w Krakowie dzieją się dziwne rzeczy. Pogotowie zmaga się z większą niż zwykle liczbą zawałów, szpitale przyjmują więcej porodów, urzędy odnotowują ponadprzeciętną ilość niezwykłych zgłoszeń, a policja dziwnych historii. Do tego krakowianie, krakusi i krakowiacy (to podobno trzy różne grupy mieszkańców grodu Kraka) uskarżają się na skoki ciśnienia, bóle głowy, kołatanie serca, problemy ze snem, rozdrażnienie, nie mówiąc już o tym, że halny wzmaga agresję, pogłębia depresję i przyczynia się do samobójstw. Słowem: same nieszczęścia. 

Sprawa jest zbadana i potwierdzona naukowo, a wszystko to wina gwałtownych zmian ciśnienia i temperatury. Halny ma jednak jedną zaletę nie do przecenienia o tej porze roku - przynosi cudowną pogodę i temperaturę dochodzącą do 20 stopni. I taki właśnie piękny, chciałoby się powiedzieć "letni", dzień przyniósł dzisiaj nad Kraków. Nie mogłam się pohamować w zachwytach patrząc na błękitne niebo bez jednej chmurki i mogąc przez chwilkę wygrzać się w słońcu. Ból głowy to niezbyt wygórowana cena za takie słoneczko w listopadzie. 

Pogoda rozpieszcza nas zresztą od kilku dni. Zaduszki były tak ciepłe, że nie wystarczyły nam wizyty na kilku cmentarzach i wybraliśmy się jeszcze na spacer na Wawel. Okazało się, że skąpany w słońcu dziedziniec ciągle mieni się kolorami ostatnich kwitnących w tym roku kwiatów.



 


















Po długim sezonie chorobowym wreszcie zabrałam się za jesienne porządki w ogródku. Udało mi się wsadzić większość cebulek. Tym razem gwiazdami wiosny powinny być niebieskie tulipany i ogromne czosnkowe kule.  Zobaczymy co z tego będzie. Lewkonie, które w zeszłym roku do grudnia obsypane były kwiatami, w tym roku się nie udały. W zeszłym roku siałam je prosto do gruntu, w tym robiłam rozsadę, chuchałam i dmuchałam i nic z tego nie wyszło. Z jakiegoś powodu zakwitła tylko jedna, więc się ich pozbyłam. Palmę pierwszeństwa przejął za to anemon. Jeden jedyny, który został w skrzynce, bo martwiąc się, że przymrozki zrobią im krzywdę prawie wszystkie wykopałam. I to był błąd. Anemon-cudo nie tylko nic sobie nie robi z przymrozków, ale nadal kwitnie jak zaczarowany. Non stop od kilku miesięcy.


Tak wyglądał dzisiaj

Zanim przymrozki narobiły spustoszenia (czyli zmusiły mnie do pożegnania z daliami), w ogródku pojawiło się kilka miłych i zaskakujących niespodzianek.


Na przełomie października i listopada na kobei nagle pojawiły się trzy fioletowe kwiaty. Jak to możliwe, skoro przez całe lato była biała?
 
Heliotropy, które przez całe lato nie mogły się pozbierać, nagle zaczęły kwitnąć. Szkoda, że kilka dni później przyszły pierwsze przymrozki.


Złocień maruna od Margaretki też po długim wahaniu nagle postanowił zakwitnąć. Przymrozki mu niestraszne.

Sklepowe fuksje już dawno pożarły mączliki, ale ta od Margaretki nadal trzyma się świetnie i zdrowo.


Miałam na tarasie kilka truskawek w doniczkach. Po jednej z nich została pamiątka i tak sobie rośnie od kilkunastu tygodni.



A na koniec lecznicza gorczyca, dzięki której  warzywnikowe kwaterki nie przypominają już tak bardzo - cytując Magdę ;) - "mogił pod płotem". Luby miał ochotę zrobić hecę na Halloween i włożyć tam jakiś kawałek ręki  à la zombi, ale z troski o słabe serca sąsiadów, aby oszczędzić im zawału, stanowczo zaprotestowałam. 





 

19 komentarzy:

  1. hahahaha, te mogiły mnie rozśmieszyły:) Zrobiłabyś zdjęcie z dalszej odległości? Jestem ciekawa jak to wygląda! Śliczne zdjęcia, dziekuję za dzielenie się Twoim światem. Pozdrawiam cieplutko. Ps...Ja też jestem z Krakowa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Mogiłki' są widoczne w moim pierwszym październikowym poście ("Płodozmian na miarę możliwości"). Tamto zdjęcie naprawdę oddaje to skojarzenie :) Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam krakowsko :)

      Usuń
  2. Tak na szybko, bo nawet posta do końca nie przeczytałam a zaraz pędzę do pracy: Dobrze, że mnie uświadomiłaś z halnym! Znaczy, że wieje... Bo już myślałam, że to coś ze mną. Tzn. jest ze mną, ale przez halny. Bo jakby nie patrzeć on wpływa na pogodę w prawie całym kraju i jego wpływ odczuwalny jest nawet w WLKP. U nas wczoraj też cieplutko było :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, nie miałam pojęcia, że wpływ halnego sięga aż tak daleko.Bardzo mnie to zaskoczyło, bo myślałam, że to tylko takie lokalne ekscesy :) Dziś już znacznie lepiej, ale przez cały dzień wszyscy opowiadali jak to wczoraj było dziwnie :P

      Usuń
    2. Ej no! Mogłaś pozwolić Lubemu na zabawę mogiłkami :D Kwiaty u Ciebie piękne. Aż ciężko uwierzyć, że to przecież dość mały metraż. I piękne zdjęcia z Wawelu. Nie pamiętam już kiedy byłam ostatnio w Krakowie. Chyba wezmę moich chłopaków na wiosnę. Bo Małż nigdy nie był!
      No a halny - tak, tak. Działa na takie oszołomy jak ja i moja mama. Zaraz jak przeczytałam u Ciebie o halnym zadzwoniłam do niej i mówię, że wiem czemu spać nie mogłyśmy. A ona mi na to, że też już wie bo u Ciebie przeczytała :D :D :D

      Usuń
    3. To ślę najserdeczniejsze pozdrowienia dla Twojej mamy. Moja mama też zawsze mocno odczuwa takie pogodowe zawirowania, to zdecydowanie dziedziczne. Małż musi koniecznie nadrobić krakowskie zaległości. Koniecznie się wybierzcie i może przy okazji uda nam się spotkać.
      A ja Ci jeszcze zdradzę, że sprawiłaś dziś ogromną radość Lubemu. Zdaje się, że nam się jakiś rodzinno-blogowy krąg czytelniczy tworzy :D

      Usuń
    4. Ha, ha :) Czyżby obserwowaniem? Już parę razy próbowałam dodać blog do obserwowanych, ale za każdym razem blogger miał jakiś problem i kazał mi spróbować później ;)
      A jak już zawitamy do Krakowa, to koniecznie musimy się spotkać! Innej opcji nie widzę :) Pozdrawiam i pędzę do pracy :/

      Usuń
  3. Cudowne kwiaty w ogródku:) A te na Wawelu też mnie zadziwiły parę dni temu:) Halny (łączę się w bólu głowy:)ma w Krk jeszcze ten plus, że powietrze czyste i...pachnące?! Pozdrawiam i podczytuję od jakiegoś czasu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, powietrze pachniało wczoraj (i dziś jeszcze też) cudnie. Chyba na chwilkę przegnało ten nasz niesympatyczny smog. Oby na jak najdłużej. Bardzo mi miło, że zaglądasz, zapraszam :)

      Usuń
  4. Dobrze,że u nas nie ma halnego :-)))
    Nie lubię witrów tak w ogóle...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez chwilkę się zastanowiłam, czy lubię, czy nie lubię wiatrów. I chyba w Krakowie jednak lubię, bo nam w tej naszej zadymionej kotlince trochę porządków robią. :)

      Usuń
  5. Aaa, to ja juz wiem skąd ten chmurny nastrój! Halny zaczął wiać od morza! :))
    Trumienki prezentują się bujnie! ;)
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, wszystko da się jakoś wytłumaczyć. Czyli teraz może być już tylko lepiej :) A jak od morza, to może trochę jodu i do nas dotrze ;)

      Usuń
  6. Tak to prawda pogoda jest tak piękna, że raczej wiosnę przypomina a nie jesień... Twoje zdjęcia w pełni to potwierdzają:))) Z jednej strony dobrze, że tak jest, ale z drugiej dla roślin to chyba jednak nie najlepiej...no cóż zostało nam cieszyć się i korzystać z tej pięknej pogody jak najdłużej:)))
    Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się z latem skojarzyło, bo wczoraj do późnego wieczora siedziałam na tarasie. Nawet w lipcu i sierpniu nie było wieczorem tak ciepło. Ot taki miły podarunek na pożegnanie babiego lata. Dla roślin chyba faktycznie może to być zgubne, bo zupełnie im się wszystko pomyliło.

      Usuń
  7. No i już teraz wiem skąd te bóle głowy u mnie. Jak widać halny zasięg ma baardzo duży ;)
    Przepięknie W tym Waszym Krakowie, a i Twoim kwiatkom niczego nie brakuje. Tak mi się spodobała u Ciebie kobea, że już zakupiłam nasiona. Mam nadzieję, że latem będzie równie piękna co Twoja :)
    Jeszcze raz wielkie buziaki za nasionka :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może po prostu ode mnie do Ciebie nie jest aż tak daleko, jak się wydaje ;) A co do kobei - jak już ja posadzisz, nie zniechęcaj się, jak przez półtora miesiąca albo i więcej nie będzie wschodzić. Potem nadrobi z nawiązką :) I posadź ja w pełnym słońcu, bo bardzo lubi. Sama radość wysyłać nasionka w dobre ręce :)

      Usuń
  8. Strange action has mountains on people. Maybe sharp or unseasonably changes in temperature have this influence.... Your garden .... great! Anemone reminds me of spring! Remarkable consistency in flowering!

    I can not wait to see the tulips - those you planted those to my garden.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. This very special wind we call 'halny' can be also observed in other countries and it's known as Föhn or Foehn. It has really strange effect on people living here, but I discovered in the above comments that it influences other parts of our country as well.
      Anemon is a miracle. It is still blooming and today it has even more flowers than before (5!). It's incredible.

      Usuń