środa, 30 listopada 2016

Wspomnienie warzywnika

Pisał się ten post prawie dwa miesiące. Temat był, zdjęcia przygotowane, ale jakoś nie mogłam go posklejać. Można by zwalić na okoliczności, na tzw. przeciwności losu, choroby, brak czasu, powątpiewanie w sens pisania... Pewnie jeszcze trochę wymówek by się znalazło. A tak naprawdę to chyba rzecz w tym, że nie mogłam się zdecydować jak ten warzywnik ugryźć. Aż w końcu pod wpływem zauroczenia śnieżnymi widokami za oknem, które od kilku dni cieszą mnie jak małe dziecko, doszłam do wniosku, że teraz albo nigdy, bo za chwilę trzeba będzie o świętach pisać. Pora na takie tematy nietypowa, ale jak miło powspominać.
Może jeszcze pamiętacie, że zeszłej jesieni nastąpiło trzecie podejście do tematu. To miała być ostatnia wersja warzywnika, olśniewający efekt przez cały sezon.  Wyszło... tak na 50% i już wiadomo, że na wiosnę będzie podejście czwarte, a w zimie trzeba obmyślić nowy plan. Okazało się, że założyliśmy świetny warzywnik, ale tylko na lato. 

Gdyby nie to, że rozsada kilka tygodni za późno trafiła do gruntu, do końca sierpnia miałabym naprawdę duże zbiory. Uprawa współrzędna, przyjazne sobie rośliny w pobliżu, unikanie niepożądanego sąsiedztwa i wyszło na to, że z trzech niewielkich podniesionych rabatek można się w sezonie całkiem nieźle najeść. Najbardziej zaskoczył mnie w tym roku bób i groszek cukrowy. Świetnie udały się wczesne sałaty, nieźle wyszły korzeniowe (buraczki, marchewka, pietruszka, cebula i czosnek).



Groszkowy urodzaj w wielkim mieście



Bób jak z obrazka


Na barszczyk wystarczyło




Własna marchewka po hipstersku (czyli idealna na nocne Polaków rozmowy przy hummusie)


Nasturcja najlepszym przyjacielem warzywnika
 
Kiedyś tam sypnęłam kilka nasion rumianku i zapomniałam. Lubię takie niespodzianki.
 
Przesadzone na nowe miejsce truskawki rozpieściły nas czerwcowym urodzajem. Poziomki trochę się nie mogły ogarnąć, ale jak już przywykły do nowego miejsca to owocowały do pierwszych przymrozków. Maliny co prawda nie rosną na podwyższonych rabatkach, ale tuż obok, więc zaliczam je do warzywnikowej rodzinki. Po tym jak zrozumiałam, że w okresie owocowania potrzebują wody, z moich kilku krzaczków zbierałam je tygodniami, średnio pół litra dziennie. I nikt mi nie powie, że może być coś lepszego na letnie śniadanie niż maliny i truskawki prosto z krzaczka.








Niestety wszystko co nie zdążyło u mnie dojrzeć przed wrześniem (m.in. papryczki i bakłażany, cukinie i część pomidorów, a także wysiane na jesienny zbiór sałaty, jarmuż i szpinak) zakończyło żywot dość marnie z powodu braku słońca schowanego jesienią za sąsiadującym z nami od południa budynkiem. Zostałam mistrzem obserwacji wędrówki słońca po niebie, jego wysokości i kąta padania światła. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy - warzywnik w cieniu nie może się udać. Cukinie kwitły spektakularnie (można by się doktoryzować na temat kwiatów męskich i żeńskich), co jakiś czas zawiązywały owoce, ale prawie wszystkie odpadały po osiągnięciu około 5cm. Rozmiar nadający się do czegokolwiek osiągnęła cała jedna, nie mówcie mi więc o tonach cukinii, które wyrzucacie na kompostownik.








Bakłażan w gruncie to spektakularna porażka. Coś tam próbował, ale bez efektów. Papryczki troszkę pokwitły, jakieś tam owoce zawiązały, ale było za późno i za zimno dla nich. W desperacji w październiku przeniosłam jedną z nich do doniczki do domu i tak sobie stoi koło grzejnika w ramach eksperymentu. Prezentuje sobą obraz nędzy i rozpaczy, ale fakt, że ciągle rośnie i pojawiający się od kilku dni czerwony kolor sugerują, że to właśnie ciepła najbardziej jej brakowało.


No i tyle pożytku z bakłażana w gruncie

Zimowa papryczka znad grzejnika


Na szczęście ogrodowi przyjaciele są od tego, żeby mnożyć szczęście przez dzielenie plonów. W związku z tym moja papryczkowa klęska została zrekompensowana spektakularnym sukcesem Ankhi z dostawą do rąk własnych. Co zresztą skończyło się nocnym konsumowaniem marchewki z hummusem przy dźwiękach przebojów lat 90-tych. I przy winie oczywiście.



No więc co z tym planem na warzywnikowe podejście numer cztery? Pomysł, jak to bywa z najlepszymi pomysłami, narodził się przypadkiem. Najlepsze sadzonki pomidorów wsadziłam do gruntu i porozdawałam. Zostało mi trochę takich zmarniałych i umęczonych, ale nie miałam serca, żeby je wyrzucić. Wsadziłam więc te resztki do tarasowej skrzynki, która chwilowo stała pusta po usunięciu wiosennych bratków, podlałam biohummusem i zostawiłam. A potem podziały się cuda. Sadzonki w gruncie coś tam owocowały, ale niemrawo, z całej Polski dochodziły sygnały o zarazie pożerającej kolejne krzaczki pomidorów, a moje sieroty ze skrzynki oszalały i owocowały, owocowały, owocowały...





W sumie zebrałam z tej skrzynki kilka kilogramów pomidorów i wyciągnęłam wnioski: warzywnik na taras! Tam jest u mnie słońce, tam będą plony. Tyle jeśli chodzi o pomysł, a jak to będzie wyglądać jeszcze nie wiem. Nabrałam ochoty na udowodnienie, że warzywnik może być piękny i nie tylko karmić, ale też zdobić. A inspirację nieoczekiwanie znalazłam we wrześniu w jednym z pensjonatów nad morzem, gdzie ktoś wpadł na pomysł połączenia warzywnika i tarasu wypoczynkowego dla gości. Zdjęcia może nie powalają, bo robione komórką przy kiepskim świetle, a do tego warzywnik jest już solidnie przetrzebiony, ale pomysł jest.










Na szczęście idzie zima, więc będzie mnóstwo czasu, żeby coś wymyślić.

15 komentarzy:

  1. Również uważam, że wnikliwa obserwacja własnego ogródka jest najlepszą drogą do obfitych plonów warzywno-owocowo-kwiatowych. Wtedy każde doświadczenie, czy to planowane czy przypadkowe, można wykorzystać na swoją korzyść ;) Moja głowa także pełna planów, a że jestem po przeprowadzce, to muszę najpierw dobrze poznać swój kawałek ziemi. Znowu będą eksperymenty co do wyboru miejsca :) Mam nadzieję, że dobrze też wykorzystam nasionka z wymiany na forum. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te obserwacje i eksperymenty to połowa przyjemności, i z warzywnika i z kwiatowych rabatek. A ile się można przy tym nauczyć. Życzę ci mnóstwa radości przy planowaniu i tworzeniu swojego kawałka ziemi w nowym miejscu. Uściski.

      Usuń
  2. Jak miło czytać taki post w grudniu:) Nie mogę się doczekać wiosny, a w międzyczasie szukam takich właśnie inspiracji. W tym roku miałam pierwsze podejście do warzywnika w skrzynkach i już wiem, że wiosną muszę sporo zmienić. U mnie też pomidory w skrzynkach się udały, porażką była rzodkiewka. Za to marchewka, pory, seler, sałaty różne i szczypiorek - rewelacja i tego będę się trzymać:) Po obejrzeniu Twoich zdjęć nabrałam ochoty na bób, który wszyscy tak lubimy, a nie brałam go dotychczas pod uwagę. Z ciekawością będę śledzić Twoje poczynania. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, czemu niby grudzień miałby być tylko o świętach :)
      Wbrew pozorom, w sieci nie ma zbyt dużo skrzynkowych inspiracji, zwłaszcza jeśli chodzi o warzywniki. Już prędzej można coś znaleźć w książkach i czasopismach ogrodniczych. Mnie się rzodkiewki nigdy nie udają, już 3 lata z rzędu. Ciągle jeszcze nie zrozumiałam co im nie pasuje :) Natomiast wszelkie grochy i fasole to strzał w dziesiątki, a przy okazji dobrze po nich rośnie kolejna tura warzyw.

      Usuń
  3. Z powodu gleby żyznej i słonecznego miejsca ograniczyłam warzywnik do połowy, bo mój kompostownik nie mieścił nadmiaru ogórków, buraczków i innej zieleniny. Maliny mnie zarosły, a ich plony przerosły oczekiwania wszelakie. Pracuję nad umniejszaniem i okiełznywaniem.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mogę tylko pozazdrościć :)Mówią, że od przybytku głowa nie boli, ale przecież żal kiedy takie zielone dobra się marnują. Dla mnie póki co malin nigdy za wiele :)
      Pozdrowionka.

      Usuń
  4. Czemu na kompostownik a nie do zamrazarki, suszarki lub sloiczkow?
    czeko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to już nie do mnie pytanie :) Może jest ich tak dużo, że nie do przerobienia.

      Usuń
  5. Prawdziwy urodzaj u Ciebie był tego lata. Aż miło popatrzeć:) Tym bardziej że za oknem dziś pochmurno i nieprzyjemnie:)
    Ale przecież wkrótce wiosna...
    Pozdrawiam ciepło i serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, miło powspominać, bo, myśl o wiośnie podtrzymuje na duchu w czasie tych ciemnych, ponurych dni. Szkoda, że śnieg już zniknął... Pozdrowionka.

      Usuń
  6. Mi to wygląda na gąszcz i urodzaj :)
    Zastanawiam się czy w ogóle to możliwe, żeby zasadzić, zasiać i już potem tylko podziwiać!? Bo u mnie ciągle jest jakoś nie tak jak bym chciała, i zawsze coś muszę przesadzić, dosadzić, zmienić... Mam nadzieję, że z wiekiem mi przejdzie i już tylko będę się cieszyła z tego co mam.
    Przepis na humus z chęcią bym przygarnęła ;)
    P.S. Czy dotarły do Ciebie dalie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz, odpowiednia perspektywa, dobry kadr ;) nazwijmy to urodzajem na miarę możliwości.
      Co by nas tak cieszyło jak to przesadzanie, dosadzanie i ciągłe zmienianie? Ten typ tak ma, wiec ja bym tu szczególnie na postęp z wiekiem nie liczyła. Ochota pewnie nie przejdzie, co najwyżej sił witalnych z czasem trochę braknie.
      Przepis znajdziesz tutaj: http://www.hummus-amamamusi.pl/przepisnahummus.html . Oni maja najlepszy hummus na świecie, robię według ich przepisy i za każdym razem smak wychodzi mi trochę inny - wszystko zależy od składników.
      Za dalijki jeszcze raz Ci dziękuję :*

      Usuń
  7. Hummus z marchewką to jest to ;) Szkoda, że tak szybko zniknął :D No i za kolejną przemianę warzywnika trzymam kciuki oczywiście. Ja też planuję mały upgrade w swoim warzywniku :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co dopiero hummus z marchewką w waszym towarzystwie :) Bardzo jesteś tajemnicza z tymi planami...

      Usuń
  8. humus z marchewką mi osobiście nie smakuje, mimo że prowadze dość duży ogródek to warzywo takie jak marchewka nie wystepuje u mnie.

    OdpowiedzUsuń