wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozsada na cztery łapy

Słabe to, maleńkie, ledwo samo kropi,
Nawet w blachy bębnić nie potrafi jeszcze,
Ot, młodziutki deszczyk, fruwające kropki,
Co by strasznie chciały być dorosłym deszczem. 


Julian Tuwim "Kapuśniaczek"


Mizerny jeszcze niedawno wygląd trawy (pomimo troskliwych zabiegów grabienia, wertykulacji i nawożenia) jednoznacznie wskazywał na suszę. Nawet podlewanie jedynie nieznacznie poprawiło sytuację. Dlatego kiedy kilka dni temu wreszcie spadł lekki deszcz i na dodatek temperatura mocno się podniosła, w ogródku zrobiło się bardzo kolorowo. A teraz kiedy od dwóch godzin pada dość solidnie, wszystko zacznie rosnąć jeszcze szybciej.

Tyle się pozmieniało w ciągu zaledwie kilku tygodni. Ciągle nie mogę wyjść z podziwu, jak to wszystko szybko rośnie. A najlepiej rośnie to, co w zeszłym roku pozbierałam z rożnych działek i ogrodów.





Lubczyk - kolejny skarb od pani Zosi

Maliny - od rodziców

Zawilec japoński  z ogrodu teściowej

Budleja i kwitnąca poziomka


Iglaczek, który długo nie chciał rosnąć

Ostrokrzew       


Prywatne jezioro łabędzie - tulipany White Swan




Szachownica

Tak sobie ostatnio podglądam jak cukinie i słoneczniki na mojej rozsadzie przedzierają się do światła. 




W ogóle ostatnio sporo czasu spędzam nad rozsadą i po początkowym entuzjazmie muszę przyznać, że to jednak ciężka praca. Wymaga dyscypliny i systematyczności. Będzie cud jeśli uda mi się te wszystkie roślinki doprowadzić do stanu, w którym będą się nadawały do wysadzenia. Do tej pory trzymałam je w małych szklarenkach. Sprawdzały się bardzo dobrze, ale po pierwszym pikowaniu bardzo szybko zaczęło brakować w nich miejsca.







A ponieważ w planie mam jeszcze trochę roślin, a przy oknach już miejsca brak, postanowiłam nieco poeksperymentować. Upolowałam dziś w supermarkecie foliową szklarnię, wysoką na 120 cm i zaskakująco stabilną. Zostawiam w niej dziś na noc jedną sadzonkę pomidora i jedną sadzonkę kolendry. Zobaczymy co z tego wyniknie. Wygląda to tak. 
 

Na brak pomocy nie mogę narzekać. Wszystkie łapy na pokład. 



 

11 komentarzy:

  1. Ten wczorajszy deszcz też bardzo mnie ucieszył. Szkoda tylko ,że dziś zrobiło się chłodniej. Zieleń jednak staje się coraz bardziej zielona. Jestem pod wrażeniem Twoich inwestycji szklarniowych. Te mini szklarenki chyba Ikeowskie świetnie się nadają na inspekty , Szkoda tylko ,że nie chcą się rozrastać wraz z roślinami. Ten foliowy regał wygląda solidnie. Ciekawa jestem jak Ci się sprawdzi. A ja wykorzystałam starą medyczną szafkę kupioną okazyjnie za 30 zł.Dorobiłam sobie jedynie więcej szklanych półek za 100 zł :-). Postawiłam pod południową ścianą i póki co jest dobrze. To prawda ,że te młode roślinki wymagają ciągłej troski i doglądania. Trzeba otworzyć szklarnie, zamknąć szklarnię , podlać , powyciągać je wzrokiem z ziemi . No ale potem , jaka jest radość, gdy sobie uświadomisz ,że te wszystkie plony uzyskałaś z takich maleńkich nasionek . Masz tam sporo wszystkiego. Ja na Twoim miejscu już chyba dojrzewałabym do tego ,żeby zrezygnować z trawnika :-). No może jeszcze parę lat. Właśnie tej wiosny dojrzała we mnie myśl ,że rezygnuję z części swojego i przerabiam go na krzewowo bylinowy zakątek .Kicia piękna i szczęśliwa jak widać.W sumie trawnik dla kici to dobra rzecz. Moja , ta najbielsza uwielbia ciorać się na rabatach . Nie nadążam z praniem :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda na to, że z ta foliowa szklarnia zrobiłam niezły interes - 68zl, taniej niż te ikeowskie. Póki co próbne roślinki przeżyły w niej noc i dzień, ale protestuję jeszcze kilka dni, bo po tym deszczu upiornie zimno się znowu zrobiło. Termometr, który zostawiłam w środku pokazuje w tej chwili zaledwie 6,5 stopnia. A Twoja Maszko kreatywność jest godna podziwu. Ta szafko-szklarnia musi wyglądać bardzo malowniczo.
      Trawnik znika po troszku. Na razie trochę go jeszcze zostanie, ale myślę że to jest nieuniknione, że za kilka lat nie będzie po nim śladu.Kicia brudna i szczęśliwa, świeżo wyciągnięte na taras poduchy też (tzn. brudne, bo szczęśliwe chyba nie). Luna była zachwycona perspektywą wytarzania się w trawie i warzywniku po deszczu. Może dlatego, że do tej pory była kotem tzw. "niewychodzącym". Ale barbarzyńca nie jestem, więc nich się cieszy.

      Usuń
  2. Roślinki dane czy upolowane u kogoś zawsze najlepiej rosną :) U mnie miejsca na rozsady w domu też coraz mnie. A bób aż woła o wysadzenie do ogrodu - no ale jak w tym deszczu robić? Oczywiście cieszę się, że pięknie podlane wszystko, bo już nieciekawie było, ale ryć w ziemi też kiedyś trzeba ;) A że wyjść do ogrodu się nie da, to właśnie powiększam rozsadę o kolejne siewy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na dziś ja też mam już oficjalnie dosyć deszczu :) Wystarczy przynajmniej na 2 tygodnie. Bób wsadziłam prosto do gruntu. Nie wiem czy to dobrze, ale chyba tak było napisane na opakowaniu. Póki co nie daje śladu życia, ale groszki już mnie nauczyły, że trzeba być cierpliwym.

      Usuń
    2. Ja z bobu wysiałam kilka sztuk na rozsadę i te sadzonki są gotowe do przeprowadzki. Bób który posiałam w ogrodzie nadal śpi. Tak samo groszek angielski! Bo zwykły polski siany w tym samym czasie, w tym samym miejscu już się pokazał...

      Usuń
  3. Mam wrażenie, że w Twoich stronach szybciej wszystko się rozwija :)
    Bardzo mnie ciekawi co też to jest na pierwszym zdjęciu, nie mogę zidentyfikować. Widzę, że masz moje ukochane szafirki! Ja za nimi szaleję :)
    Ciekawa jestem czy foliówka zdała egzamin?

    OdpowiedzUsuń
  4. Bzuziu, na pierwszym zdjęciu jest barwinek. Poobcinałam mu ususzone listki, znalazłam mu wreszcie właściwe miejsce, przesadziłam i od razu zaczął kwitnąć. A mnie się wydawało, że u mnie wszystko późno kwitnie, ale to w porównaniu z sąsiadkami, które mają więcej słońca. W sumie w mieście zawsze jest trochę cieplej więc może faktycznie coś w tym jest. A z kolei u moich teściów w Świętokrzyskiem wszystko kwitnie jeszcze ze 2 tygodnie wcześniej.
    Uwielbiam niebieskie kwiaty, stąd szafirki, niezapominajki i niebieskie hortensje były jednymi z pierwszych, o których myślałam przy zakładaniu ogródka. Co do foliówki, ostatecznie zostawiłam dwie sadzonki kolendry i dwie pomidora. Jedna kolendra zmarniała, reszta ma się znakomicie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie z niewiadomych względów co roku padają kalarepki... w przyszłym roku już chyba nie będę ich wysiewać, szkoda czasu i moich nerwów :)

      P.S. Makaron z poprzedniego posta pobudził moją wyobraźnię do granic możliwości... ma w sobie wszystko za czym przepadam.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    2. Posiałam kilka kalarepek - takich fioletowawych, bo bardzo mi się kolor na opakowaniu spodobał :) Nie przypuszczałam, że one takie wrażliwe mogą być. Kalarepkę zapamiętałam z ogródka babci jako tzw. żelazne warzywo, zawsze była w nadmiarze. Ale może akurat tam miała sprzyjające warunki.
      A co do makaronu, nie ma to jak szybkie i apetyczne przepisy. A włoska kuchnia zawsze się sprawdza. Uściski.

      Usuń
  5. Oh, when you feel all the beauty of spring force! And what a cute helper you have! I loved all the pictures! mini greenhouses Wonderful idea!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hi Bety! Indeed, now we can see Nature at her most powerful moments. Mini greenhouses are cute, but there was no other way than buying something bigger. As Maszka said, it's a pity they don't grow together with plants.

    OdpowiedzUsuń